Donoszę, że scrapbooking w tym kraju ma się dobrze. Udałam się dziś na okoliczne targi - uo matko, tubylcy mówią w takich okolicznościach, że "zdawało mi się, że umarłam i poszłam do nieba". Cała hala pełna papieru i wszystkiego!
Pełna również ludności, oczywiście głównie babskiej. Nie wiem, ile czasu tam spędziłam, bo aż mi wirowało w łepetynie od tych wszystkich skarbów. Zakupiłam tycio, tyciuteńko - chodziło mi głównie w blaszkę ze stajenką, na której będę robić odciskanki z papieru toaletowego. Przy okazji napatoczyła się też blaszka ze śnieżynką. Na jednym stoisku był też supertani resztkowy karton, tom się zaopatrzyła.
Okazuje się, że jest też specjalna pasta do tych blaszek (które tak naprawdę służą do embossingu na zimno) - przylepia się blaszkę tymczasowo do papieru, maże rzeczoną pastą, zbiera płaskim narzędziem i zostaje fajny, wypukły wzorek. Maleńki słoiczek tej pasty kosztuje $10, ale została mi pewna inna pasta z remontu łazienki, więc zobaczę, czy zadziała. (Tu jest małe wideo - sam pokaz techniki zaczyna się około 1:40, wcześniej jest przydługi wstęp.)
Miałam wreszcie możliwość pomacania Tim-Holtzowego grungeboardu i szczerze mówiąc - nie zachwycił mnie. Gumiasty jakiś taki jest, w dotyku nie jest już papierem/tekturą, tylko tworzywem o wyglądzie tektury i... dziwnie pachnie :). Fakt, że możliwości prezentuje rozmaite, ale jednak nie przekonał mnie.
W kategorii papierów i dodatków najbardziej spodobało mi się staroświeckie stoisko Melissy Francis z małymi rameczkami, dziurkami kluczowymi i innymi detalami z plastikowej masy. Zawiesili sobie nawet nad ladą żyrandol błyskający szkiełkami.
Była nowość w postaci kłaczkowatego, metalicznego proszku, który bierze się na palec i jeździ nim po wzorze odbitym pieczątką: jest to niebałaganiąca alternatywa proszków i brokatów, którymi się sypie po odbitce i potem resztki trzeba zwracać do pojemniczka. Tu praktycznie nie zostaje nic.
No i najbardziej niezwykły produkt - błotko w słoikach: jest to jakiś klajster pomieszany z różnymi kolorami piasku, drobnego żwirku, nawet muszelek, którym się ciapie po kartce i wychodzi coś na kształt plaży albo muru, zależnie od koloru. Albo papy izolacyjnej :)
3 komentarze:
zazdroszcze szczescia. U mnie sa tylko 2 sklepy artystyczne i z nich musze korzystac jesli chodzi o papier i dodatki :) Przymierzam sie jednak kupic cos w koncu w internecie, co nie bedzie rozowe :D
ja tez bylam na poczatku miesiaca tyle ze na CKC valley forge.
wiec wiem co to szczescie i niebo ;)
to "błotko" super jest
Prześlij komentarz