Oto karteluchy w ostrym porannym słoneczku:
W połowie września kroi mi się wyprawa do Nowego Jorku na targi. Zastanawiam się, czy będzie czas na jakiekolwiek zwiedzanie – z drugiej strony pewnie będę tak padnięta, że mi się zwyczajnie nie będzie chciało. Rozważaliśmy opcję, żeby T też na chwilę pofrunął, ale jednak zrezygnowaliśmy. Za takie same pieniążki zorganizujemy sobie ciekawszą wycieczkę w jakieś insze strony.
Przeraża mnie trochę perspektywa chodzenia przez trzy dni w mundurku i na obcasach, bo stanowczo lepiej czuję się w obuwiu sportowym i portkach wycieczkowych. Zdaje się, że będę musiała iść też na zakupy ciuchowe, bo nie wiem, czy z obecnej odzieży wyskłada się trzy zestawy. Ble. To ani trochę nie jest moje naturalne środowisko, i nie pociesza mnie nawet noclegowanie w jakimś wysokiej klasy hotelu.
1 komentarz:
oooooo, ale mi sie podobają te karteczki...sliczniuchne!:) dzieki za miłe słowa:)))
Prześlij komentarz