środa, 12 sierpnia 2009

567. papier, szmatki, koraliki

Skończyłam serię czterech kartek ze szmatkowymi kształtami kwiatkopodobnymi. Zdaje się, że w piątek przyniosę zapas do pracy na sprzedaż, bo mi się już ze dwadzieścia zebrało. Trochę mi szkoda się z niektórymi rozstawać... ale jaki jest pożytek z kartek, jeśli się ich nie wysyła?
Oto karteluchy w ostrym porannym słoneczku:


W połowie września kroi mi się wyprawa do Nowego Jorku na targi. Zastanawiam się, czy będzie czas na jakiekolwiek zwiedzanie – z drugiej strony pewnie będę tak padnięta, że mi się zwyczajnie nie będzie chciało. Rozważaliśmy opcję, żeby T też na chwilę pofrunął, ale jednak zrezygnowaliśmy. Za takie same pieniążki zorganizujemy sobie ciekawszą wycieczkę w jakieś insze strony.

Przeraża mnie trochę perspektywa chodzenia przez trzy dni w mundurku i na obcasach, bo stanowczo lepiej czuję się w obuwiu sportowym i portkach wycieczkowych. Zdaje się, że będę musiała iść też na zakupy ciuchowe, bo nie wiem, czy z obecnej odzieży wyskłada się trzy zestawy. Ble. To ani trochę nie jest moje naturalne środowisko, i nie pociesza mnie nawet noclegowanie w jakimś wysokiej klasy hotelu.

1 komentarz:

Rachel pisze...

oooooo, ale mi sie podobają te karteczki...sliczniuchne!:) dzieki za miłe słowa:)))