Nie nadawałabym się do siedzenia w domu na dłuższą metę. Fiksum dyrdum mi się chyba lekkie robi, spać nie mogę - już sporo po północy, a u mnie ani lulu. Za dużo człowiek rozmyśla, jak tak sobie siedzi (choćby nawet kleił, sprzątał itp.), brak kontaktu ze środowiskiem zewnętrznym...
Jak to będzie kiedyś tam na emeryturze, z tym całym wolnym czasem? Jeśli tylko siły pozwolą, to koniecznie jakiś wolontariat, na przykład w schronisku dla zwirzów...
Całe szczęście, że jutro wypada kościółek. Będzie okazja do jakiegoś wyzwania intelektualnego, bo po tygodniu spędzonym w domu mam na miejscu rozumu rozgotowany kalafior. Bez posypki, która przynajmniej wprowadziłaby jakieś urozmaicenie.
I jeszcze laptop mi szwankuje... płytka myszowa padła już wieki temu, a jeszcze wcześniej - wejście na kartę odbierającą internet bez drutu. Podłączyło się zatem drucik do routera, oraz zwykłą mysz na USB. Teraz jest kłopot ze spacją, w którą trzeba nieźle klupnąć, żeby się odbiła, czasem wiesza się z kretesem klawiatura. To i posiadam osobną klawiaturę, z której korzystam w trakcie tłumaczeń. No, a dzisiaj zabrałam się za nagrywanie płytek na wypadek zupełnej śmierci sprzętu - i nagrywarka też chyba się popsuwszy. Odtwarzarka zresztą podobnie. Zamówiłam sobie nowy laptop w ramach prezentu urodzinowo-świątecznego. (A propos - kartek świątecznych nie tknęłam, mimo, że mam kilka koncepcji do wypróbowania...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz