niedziela, 14 czerwca 2009

528. niedzielne literki

Zaczytałam się na amen w Rodzinie Połanieckich. Nigdy mi jakoś ta książka nie wpadła w ręce, chociaż tytuł był jak najbardziej znany, nigdy też nie oglądałam filmu. Teraz przyniosłam sobie tomik z biblioteki miejskiej (tak, tak, po polsku) z zamiarem poczytania tylko trochę, dla kontaktu z językiem bardziej literackim, niż internetowy.

A tu co? Wpadłam jak przysłowiowa śliwka w kompot. Dojechałam do 145 strony tyciego druczku, a co gorsza, uchlipałam się dziś i usmarkałam nad śmiercią i pogrzebem Litki. Znalazłam też film na Tubce, ktoś zadał sobie trud pocięcia każdego odcinka na dziesięciominutowe kawałki i wepchnięcia go na stronę. Dzięki temu obejrzałam sobie Stacha Lokusia Połanieckiego oraz śliczną i zwiewną pannę Pławicką.

W pralni szumi sobie pogodnie pralka pełna roboczych ciuchów; na balkonie zaś suszą się akwarelowe tła do pieczątek... mogłabym się tam nawet wynieść z tłumaczeniem, jakie wypadałoby zrobić przed przyjazdem Szwagra, ale nie ma stołu. Może się kiedyś szarpniemy na jakiś składany stolik, ale póki co, siedzę sobie przy otwartym oknie w niebieskiej kuchni, co też jest całkiem przyjemne.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czytałam na studiach - dla mnie straszny gniot, zwłaszcza w porównaniu z Lalką.

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

językiem literackim?

a ja się tak bardzo staram :DDD

kasia | szkieuka pisze...

ponoc i wspolczesni krytycy nie za dobrze te ksiazke przyjeli... a mnie sie ja bardzo fajnie czyta.
Film natomiast wleeeeeczeeeee sie i wionie coskolwiek sztucznoscia. Kojarzy mi sie troche z dzisiejszymi operami mydlanymi, przynajmniej w tut. telewizji, gdzie w ramach zapchajdziur wszyscy rzucaja dlugie spojrzenia i przechadzaja sie gleboko zamysleni.
A moze ja sie po prostu przyzwyczailam do CSI-ow itp :)
[Co do ksiazek trudnych w czytaniu, ze uzyje eufemizmu - z lektur nie przebrnelam tylko dwoch: Pana T i trylogii. O ile trylogie bym sprobowala jeszcze raz przeczytac, to Pan T wzbudza we mnie dreszcz wcale nie przyjemny.]

Jesli zas chodzi o jezyk... takie tam kwiatki sa, ze az sie usmiecham chwilami. Chcialoby sie troche tych slowek przyswoic...