Pisałam już chyba kiedyś o akcji na zakładzie - że każdy dostał listę ludzi z bazy danych do obdzwonienia celem sprawdzenia, czy te firmy jeszcze istnieją, kto jest najlepszym kontaktem marketingowym itp. Wczoraj był ostatni dzień dzwonienia, w poniedziałek będą liczyć wyniki i największy dzwoniciel dostanie $100.
Mam wielką chrapkę na tę nagrodę, bo przyda się na wycieczce :) (Jakieś 10% "znaleźnego" wydam sobie może na jakiegoś krafta.) Zebrałam się więc w sobie przez ostatnie kilka dni i dzwoniłam, dzwoniłam... na mojej liście były 62 firmy, pożyczyłam jeszcze kawałki list od innych osób, które ledwo zaczęły, no i wedle moich rachunków mam zaliczone 125 :)
Nie było to nawet takie straszne, szczególnie pod koniec. Teraz to chyba bym się do samego prezydenta nie bała dzwonić, chociaż na początku stres był olbrzymi. Człowiek boi się po prostu reakcji typu "nic ci nie powiem", albo nawet samego wyjaśniania o co chodzi, może w ten sposób staje się automatycznie na jakiejś niższej pozycji, a nikt tego nie lubi.
Będę teraz czekać na poniedziałek i liczenie wyników... a po drodze tyyyyyle jest roboty!
2 komentarze:
trzymam kciuki Pani "Telemarketerko" :))))
rozumiem że u Ziemniaka cicho ? :D
ach, ziemniaka wykopalismy, okazalo sie, ze nie zgnil, nie wysechl, ale tez nie wypuscil ani centymetra kielka... Po rozmowach z Mama w Polsce i ogolnej rozkmince doszlismy do wniosku, ze ziemniaki sklepowe sa chyba jakos "zaprawiane", wlasnie zeby im nie rosly kly. Ponoc znajomemu we Francji zdarzylo sie podobnie, kiedy nawtykal w grzadke ziemniakow z supermarketu.
Tak, ze jesli bedziemy jeszcze chcieli kiedys sadzic ziemniaka, to trzeba bedzie znalezc Rolnika i pozyczyc od niego jaka bulwe :)
(Tylko nie wiem, czy to bedzie takie proste, bo cala okolica, a nawet caly region Midwest hoduje raczej kukurydze, soje i zboze. Ziemniaki to dopiero w Idaho...)
Prześlij komentarz