Guglam sobie czasem różne osoby. Nie żebym szpiegowała, tylko przykładowo zastanawiam się, co robią różni znajomi z pracy z Polski.No i wyguglałam sobie wczoraj...
Przez ostatnie dwa lata w Polsce pracowałam na pewnym Uniwersytecie, gdzie oberszefem instytutu był autorytet-nie-z-tej-ziemi, nazwisko znane w naszej branży od dziesięcioleci. Autor publikacji, wykładowca, właściciel Ważnego Orderu, przyjaciel rozmaitych inszych autorytetów. I co ja czytam? Że przez LATA był współpracownikiem SB, donoszącym ustnie i na piśmie na współ-naukowców, na wykładowców-gości przebywających na tych uczelniach, gdzie on, a nawet na różne osoby, jakie spotykał podczas swoich rozlicznych wyjazdów do Stanów.
Nie umiem sobie z tą informacją poradzić. Cały wieczór siedziało mi to wczoraj w głowie, mieszało się jak w starej Frani. Chyba pierwszy raz ucieszyłam się jak dzika, że dałam nogę z tamtej pracy (do tej pory podchodziłam do tego raczej neutralnie, z lekkim nieczystym sumieniem wobec mojej pani promotor), bo gdybym NADAL tam pracowała (oberszef dalej siedzi na swoim stołku) i znalazła taką informację, to nie wiedziałabym, jak następnego dnia zjawić się na zakładzie.
Zwaliło mi się chyba trochę zaufanie do środowiska naukowego – do tej pory nie znałam osobiście nikogo, kto miałby tego rodzaju zaszłości z przeszłości. Fakt, opisywanego autorytetu nie darzyłam zbyt wielką sympatią, ale to raczej ze względu na skłonność do alkoholu i ogólny sposób bycia, ale trudno, ludzie są, jacy są. I teraz też staram się spojrzeć z różnych stron; może tak trzeba było, jeśli się chciało robić karierę naukową w tamtych czasach... ale inni, choćby prof. Miodek, jakoś się wywinęli ze współpracy? A jeśli ktoś był super-honorowy, to z bólem serca zmieniał życiowe priorytety, rezygnował może z ambitnych planów, trudno, wolę nie być profesorem, niż być – ale z ogonem w postaci SB.
A na koniec natknęłam się jeszcze na pewien drobiazg, który mnie dziabnął osobiście. Mianowicie w życiorysie autorytetu w związku z otrzymaniem orderu wypisano jako zasługę „organizator corocznych konferencji naukowych”.Tak naprawdę jego praca w tej dziedzinie ogranicza się do postawienia kilku podpisów tu i ówdzie, organizowaniem zajmują się doktoranci. Skąd wiem? Bo sama tę właśnie konferencję przez dwa lata organizowałam :), siedząc po nocach i goniąc w przysłowiową piętkę. I rozumiem, że tak zapewne jest, nie ma co rozdzierać szat, że pionki orają, a szef zbiera zasługę, ale ta informacja była wczoraj ostatnim gwoździem do trumny.
Stanowczo bardziej podoba mi się tutejsze podejście – że to cały zespół zrobił i cały zespół zasługuje na poklepanie po plecach. A tyle razy śmiałam się z całego inwentarza, jaki nagrodzone gwiazdy wyliczają na oskarach...
6 komentarzy:
Wiesz co, mieszkając w Polsce temat współpracy z SB wyłazi mi uszami. Ciągle się to wałkuje, żeby komuś dokopać, bo jak już łatka się przyklei, to koniec.
Dlatego nie do końca wierzę w takie rewelacje. Wiem, że Polacy na emigracji łykają wszystkie takie informacje (i dlatego uważam, że po 10 latach mieszkania poza Polską powinno wygasać prawo wyborcze).
Ale na ile jest w tym prawdy? Owszem, żeby robić karierę naukową, trzeba było często współpracować. Albo chociaż udawać, że się współpracuje.
Rozumiem tych, którzy chcieli jeździć na Zachód i rozwijać się i dlatego tworzyli jakieś "raporty", w których zmyślali, aż się kurzyło.
Czy wiesz, co było w raportach tego profesora? czytałaś je? Czy uwierzyłaś na słowo oszołomom z IPN'u?
Doradzam lekturę Pięknych, dwudziestoletnich Marka Hłaski, a szczególnie rozdział trzeci. Bo patrząc na suche zapiski z archiwów SB też można by powiedzieć, że był "tw".
no wlasnie ja nie chce tak od razu "lyknac", zatrzasnac drzwi i zaszufladkowac. Dlatego mysle o tym i nie moge przestac. Z perspektywy czasu i odleglosci latwo byloby tak wlasnie osadzic na czarno-bialo. A trudno mi jest sobie to poukladac, bo sprawy lustracyjne zawsze traktowalam na odleglosc i stosowalam strategie unikania, bo mnie przerazaly zachowania typu hurtowe polowanie na czarownice. A tu - znalezisko dziabnelo mnie w dusze, moze nie tyle nawet rozczarowanie, tylko mysl "jak to mozliwe" i smutny niesmak jakis taki.
Z drugiej strony - zaniepokoila mnie szczegolowosc znalezionych informacji o tej nieszczesnej wspolpracy profesora. Nie sam numerek, nie jedno zdanie, tylko detale... No chyba ze oszolomy z IPNu cos takiego tez fabrykuja w internecie albo gdzies, z nadzieja, ze wlasnie wpadnie do sieci. Czy moglo tez i SB sfabrykowac od a do z...?
Wolalabym, stanowczo wolalabym nie wiedziec tego, bo teraz to juz mi bedzie siedzialo w pamieci, pewnie jako watpliwosc, podejrzenie. Co prowadzi chyba do dalszego wniosku, ze wywlekanie tych rzeczy z przeszlosci jest strasznie niemile... Bo czym innym jest nielubienie kogos do konca ze wzgledu na jego osobiste zachowanie, a czyms zupeeeelnie innym przez tego rodzaju informacje.
mnie podobnie jak qlce bokami wychodza te wszelkie afery.
byc moze, z racji tego zem mloda, i jakby nie czuje tego wszystkiego co sie dzialo i co moglo sie dziac.
staram sie nie oceniac ludzi ktorych nie znam. niewyobrazalne dla mnie jest, przekreslanie 'zyciowego dorobku' jednym stwierdzeniem. nie wiem, nie bylo mnie tam, nie widzialam. a teraz napisac mozna wszystko, zwlaszcza internet daje nam duza sile.
to jest troche tak, ze jesli ktos zapracuje sobie na szacunek, to z jakiegos powodu, a bledy w zyciu popelniamy wszyscy:)
to jest trudny temat, nie trafil do mnie tak, powiedzmy osobiscie jak do ciebie,wiec trudno postawic mi sie w twojej sytuacji, w koncu to sobie przetrawisz.. a ja pozwole sobie stwierdzic 'juz nic nie bedzie takie jak kiedys' ;P
hehe, ja tam znowu taka stara nie jestem :D choc stan wojenny pamietam.
Ciesze sie, ze jest nowe pokolenie ludzi, ktorzy maja dosc grzebania w tym bagienku przeszlosci. Jak widac - niewiele dobrego z tego grzebania wynika. Nawet kiedy juz sie odegne po tej wczorajszej zalamce i bedzie mi w sumie malo zalezalo, bo to sie dzialo dawno i daleko, to - masz racje - juz nic nie bedzie takie samo, bo mysl bedzie jednak siedziala w pamieci.
Rozumiem, że to gryzie, ale po tylu sensacjach z "tw" mam do tego baaaaardzo duży margines.
Czy to, że np. Wołoszański był agentem, zmieni moje zdanie o nim (uważam, że jest świetnym historykiem)? Nie sądzę. Bo nie wiem, czy naprawdę był tym cholernym agentem, a jeśli tak - to dlaczego.
Powiem Ci, że "agentem" jest też moja mama. To znaczy była.
Kiedyś jechała do wojego dziadka do Londynu (który zwiał z armią Andersa i nie wrócił do ojczyzny - więc pewnie szpieg, dekomrata albo coś jeszcze gorszego....).
Oczywiście na wyjazd musiała uzyskać pozwolenie i w tym celu była kilkakrotnie wzywana na milicję.
Po powrocie to samo, jakby pojechała tam w celach zwiadowczych, a nie z wizytą do rodziny...
Mimo tego, że nic nie powiedziała, bo i nie miała o czym (do tego była wtedy nastolatką), to jestem pewna, że ma swoją teczuszkę i jakby ktoś się uparł i odpowiednio przedstawił całą historyjkę, to by się okazało, że była długoletnim i czynnym współpracownikiem.
Myślisz, że pracownicy SB nie preparowali "sprawozdań" w imieniu swoich podopiecznych? Przeciez oni też mieli przełożonych i chcieli się wykazać.
Dlatego nie wierzę.
I wolałabym, żeby się w końcu skupiono na budowaniu przyszłości tego kraju, a nie na wiecznym rozdrapywaniu ran i cytowaniu papieża.
Za ostatnim stwierdzeniem glosuje wszystkimi czterema konczynami.
Mysle jeszcze troche o tej calej historii. Choc minelo tylko troszke czasu, wydaje mi sie, ze powoli nabieram dystansu... zreszta, staram sie celowo zajmowac rozum innymi sprawami. Intensywnie.
Przyczyniaja sie tez do tego powyzsze "kopy" :), za ktore dziekuje, bo podkreslaja inna strone zagadnienia. Tyle lat czlowiek zyje na tym swiecie, a jak spadnie mu na lepetyne taka bombka, to nie umie sobie mysli poukladac.
Ogolniej rzecz biorac, jestesmy bardzo niekompetentnymi sedziami przeszlosci, tylko czasem trudno sobie to wyjasnic, jesli taka kontrowersyjna przeszlosc staje tuz obok. Ale jeszcze pare dni i wroce calkiem do normy :)
Prześlij komentarz