niedziela, 12 kwietnia 2009

480. mega-kościół

Byłam sobie dziś w nie-moim kościółku na nabożeństwie wielkanocnym. Choć jestem mocno przywiązana do mojego kościoła, od czasu do czasu bywam w innych miejscach - nabywa się w ten sposób perspektywy, zamiesza się w "przyklepanym" niedzielnym uczęszczaniu i zachowaniu.
Cała przygoda była ciekawa; poczynając od faktu, że się spóźniłam, bo źle skręciłam. Okazało się, że cały wielgaśny parking z przydatkami i okolicznymi uliczkami jest zajęty, więc świetnie zorganizowana obsługa wysłała mnie na parking dodatkowy, oddalony może z kilometr, ale drogą najgorszą chyba w całym powiecie. Z parkingu dostarczały nas na salę żółte school-busy.
Śpiewały solistki, śpiewał chór - w takich szatach z trójkątami z przodu, jak murzyński :) Wystąpił pastor z bardzo fajnym kazaniem o Piotrze, na skutek którego pod koniec sobie nawet chlipnęłam, wzruszona będąc. Niestety, nie widziałam tego na żywo, bo spóźnialskich odesłano do mniejszych sal z ekranami.
Pod koniec pastor - wspomnę, że w marynarce, ale bez krawata, chodzący między słuchaczami, nie zaś przemawiający z ambony - zaprosił na przód tych, którzy czują się jak Piotr - że zabłądzili, odeszli, ale dano im możliwość powrotu. Można było podejść, uklęknąć, pomodlić się. Kilka osób skorzystało.
W sumie wrażenia mam pozytywne, poruszyło mnie to wszystko. Zadało różne rzeczy do przemyślenia.

5 komentarzy:

Kasia Marysia Jaśkiewicz pisze...

zawsze fascynowaly mnie te wasze hamerykanskie koscioly;D tzn. przynajmniej te pokazywane w filmach. te radosne i rozspiewane:)
i jak widze, faktycznie tam sie dzieje.. sale z ekranami? autobusy? dodatkowe parkingi? obsluga? boooziuuu, ja chce do hameryki;D
a ja durna ciesze sie jak norka, jak nam na wszystkich swietych kolo cmentarza udostepniaja pole, zeby byl parking,i robia to na tyle sprawnie,ze w kolejce stoi sie tylko pol godziny;P (oczywiscie parking platny;D)

kasia | szkieuka pisze...

Rzeczywiscie, o wiele przyjemniej jest, jesli czlowiek sie nie musi obawiac, ze nie bedzie sie mial gdzie ustawic, bo ktos za niego pomyslal, przygotowal sie na tlumy wielkanocnych gosci. Ten kosciol zapewne ma wprawe, bo ponoc co tydzien przychodzi nam ponad 10 000 osob (maja 4 kampusy).
Oplate uiscilam dobrowolnie, bo od razu zapowiedziano, ze goscie nie musza uczestniczyc w zbiorce (szedl po sali taki gleboki aksamitowy rekaw, jak czapka krasnoludka), ale uwazam, ze poniewaz sie korzysta z sali, parkingu, autobusow, to wypada cos tam wrzucic.
Chwilami ten pastor, jak dla mnie, byl moze nieco za bardzo aktorem/wytrenowanym mowca, ale z drugiej strony - udalo mu sie poruszyc wiele osob, na pewno wiecej, niz jakies dretwe odczytanie mowy z kartki.
Mysle, ze jeszcze tam kiedys pojde, bo chcialabym sie nie spoznic i wyladowac na glownej sali :)

Latarnik pisze...

Sam Twój opis robi wrażenie, a co mówić obecność... :) U nas w mieście jest kościół ewangelicko-augsburski i chyba wreszcie się tam przejdę na mszę...

Ingrid pisze...

hej Kasiu, jestem protestantką i bardzo chciałabym kiedyś być na takim nabożeństwie w stanach:) u nas w kościołach w Polsce też jest żywo i wesoło, ale nie aż tak ;o) ja chodzę do "spokojnego" kościoła ewangelicznego, ale wychowałam sie w żywym kościele zielonoświątkowym :)
oczywiście uważam, że nie ważne jest w jakim kościele się jest, najważniejsze to być w realnej więzi z Bogiem, być świadomym tego kim jest Jezus i co dla nas zrobił, oddać mu swoje życie i żyć wg tego co mówi Biblia:)
pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!!
ps.pięknie opisujesz wszystko na swoim blogu i jestem Twoja czytaczką notoryczną :)

kasia | szkieuka pisze...

Latarniku: zachecam do wizyty w nieznanym kosciele - to jak wdrapanie sie na chwile na... czubek latarni? i obejrzenie, co jest dalej. Potem sie wraca do swojego domu, ale z troche szerszym spojrzeniem.

Ingrid: dziekuje za mile slowa :) Nie znam blizej i praktycznie polskich kosciolow/wyznan poza wlasnym, bo jakos nie bylo takiego trendu, zeby zajrzec gdzies indziej (mysle, ze przez wiele osob byloby to zle widziane). Tutaj kilka razy odwiedzilam wlasnie inne miejsca i choc sie do nich nie przeprowadze, to jest to cenne doswiadczenie zmuszajace troche do myslenia.
Mysle, ze czlowiek powinien miec jakies gniazdo - "macierzysty" kosciol/grupe/spolecznosc, ale mieszkac tam czujnie, nie przysypiac. Bo tak naprawde, to rzeczywiscie najwazniejszy jest osobisty zwiazek z Bogiem, budowany miedzy innymi przez uczestnictwo w grupie ("spolecznego zgromadzenia nie opuszczajcie..." :)