Uporządkowałam wczoraj drobne koraliki – seed beads – korzystając z zakupionego kontenerka z pojemniczkami jak na tik-taki. Po zebraniu zasobów pochowanych po rozmaitych szufladkach i pudełkach wyszło mi, że na zakup koralików należy założyć embargo (podobnie, jak na zakup świec, gdzie embargo trwa już od zeszłego roku i czeka, aż spalimy większość zachomikowanych zasobów). NIE jest mi potrzebne więcej. Co prawda, z koralikami jest inaczej, niż ze świecami, bo różne krafty proszą się o różne rozmary i kolory, ale z pewnością mi już wystarczy.
Uporządkowałam też drobne skrawki natchnienia, jakim są dla mnie znaczki pocztowe. Biorą się głównie z korespondencji ateciakowej i ciut z pracy, z zagranicznych listów. Bawi mnie to, ze przyjechały z bardzo odległych stron i że niosą w sobie ludzką historię – ktoś je kupił, wziął do ręki, przylepił na kopertę, wysłał. Ciekawe, w jakim miejscu się to wszystko działo? Przy jakiej pogodzie? Wyobrażam sobie, jak się do odbywało.
Odwrotnie mam, kiedy jestem na Wawelu i w innych starych miejscach. Zabudowania stoją, echo niesie kroki (na przykład zgrzytający żwir na wawelskim dziedzińcu), ale zastanawiam się nad ludźmi – echo mogłoby równie dobrze powielać dźwięk stóp dworzanina albo królowej Bony. Jest miejsce, trzeba sobie do-obrazić ludzi.
Zeskanowałam moje ulubione znaczki, wklejone na stronki w maleńkim segregatorku ze szkieukowymi zapiskami. Wpatruję się w szczegóły, w miniaturowe krajobraziki... wyobrażam sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz