środa, 4 marca 2009

444. fajny numer.

Zgodnie z zamiarami udało mi się wczoraj pokraftować, poiglić. (Rzecz jasna, po rytualnym odwracaniu serc... nie rozumiem, jak to się dzieje: strona A jest sucha, więc przewracamy na stronę B, która jest mokra. Następnego dnia strona B jest sucha, ale za to strona A mocno zwilgotniała! I tak w kółko, przez parę dni - odwracanie rano i wieczorem. Nie mam odwagi suszyć masy solnej w piekarniku, ponoć można się natknąć na nieprzyjemnostki.)
Wyigliłam jedno drzewo, jedną literkę A z zawijasem, wykorzystaną następnie w kartce urodzinowej, oraz jestem mniej więcej w połowie Cytrusowego Sklepu z Guzikami. Trzeba jeszcze dołożyć koraliki, może ewentualnie jakiegoś cekina w odpowiednim kolorze? Kolejka prac przesunęła się jakoby ciutkę do przodu. (Fioletowe zawijasy powstały podczas weekendu - potrzebne jest jeszcze podszycie drugą warstwą.)


W zakresie eye candy, słodkości dla oka: zachwyciło mnie dzisiaj dzieło na blogu Ivory Blush Roses - kolejny przykład crazy quilt. Ach, tyle się człowiek jeszcze chciałby nauczyć! Ostatnio w bibliotece na półce z książkami-niemal-za-darmo (25c za miękką okładkę, 50c za twardą) dziabnęłam sobie poradnik haftowy o kwiatysiach właśnie: jak za pomocą kilku/kilkunastu powszechnie znanych ściegów można wytworzyć mnóstwo realistycznych kwiatków ogrodowych. Żeby tylko mieć czas poćwiczyć...
Oprócz tego chciałam jeszcze zapodać filmik o robieniu na drutach z tysiąca (!) włóczek jednocześnie. Druty jak sztachety, a ponoć jeszcze za cienkie były... Video jest trochę powolne, nastrojowe, można powiedzieć, ale fajnie jest zobaczyć na koniec gotowy przedmiot.

3 komentarze:

Kasia Marysia Jaśkiewicz pisze...

ja zawsze susze mase w piekarniku (w min temperaturze) najpierw na czyms, jak odpowiednio przeschna, zeby sie nie wygiely, susze na piekarnikowej kratce.. jak juz sa obsuszone,to wtedy dosychaja sobie na kaloryferze:)
i jeszcze nigdy nie dopadla mnie zadna nieprzyjemnosc:) ale wszystko przede mna:) (np. przecieranie papierem sciernym;D jak ja moglam na to nie wpasc.. czasami moja bezmyslnosc wpedza mnie w gleboka depresje:))
natomiast, wszelkie iglano drutowo szydelkowe rzeczy sa dla mnie czarna magia (zrobilam szaliki sztuk 2!:D szalenie artystyczne, i krzywe na drutach, i szaliki dla pierniczkow na szydelku.. o ich rownosci nawet nie bede wspominac;P). nie wiedziec czemu,uwzielam sie jednak, na szycie:) moja matka i ciotka sa bardzo zdolne w tym temacie, nie moge wiec byc gorsza.. a jeszcze babcia, w czasach.. dawnych, prowadzila pasmanterie,wiec uparcie twierdze ze powinnam to miec we krwi:P wiec sie staram... i staram... i nic;D

a haftowanie to juz w ogole jakies dzikie i niepojete:) mama moja takie piekne obrusy haftowala (chociaz nie wiem czy jakies dokonczyla:)) i bluzki, i w ogole, a ja nie potrafie rowno nitki obok nitki przebic;D moze na starosc mi sie zmieni...

i takim oto sposobem, napisalam dluzszy komentarz, niz sama notka, czyli znak ze wyzdrowialam chyba juz:D

kasia | szkieuka pisze...

cos z wiekiem tu jest na rzeczy... jak bylam "mala" to za nic w swiecie nie umialam wyszydelkowac szalika: a) ciasnilam nitki i platalam b) zawsze zapominalam o ostatnim oczku w rzadku i wychodzil chudy a dlugi trojkat. A teraz moge zasuwac bez klopotu.
Z szyciem chyba podobnie - tzn. z wyszywaniem, po do powazniejszego ciuchowego szycia sie nie biore. Moje siostry umieja nawet plaszcze zimowe wysmazyc, a ja bym chyba prostej bluzki nie zmontowala :D
Babcia - Pasmanteryjka!!! toz to cudooooooo! Takie tradycje w rodzinie...
Wyszywanie to chyba po prostu kwestia wprawy. I tyle. Celem wprawiania sie zakupilam tez na superwyprzedazy kanwe... ale nie wiem, kiedy do tych cwiczen dojade...
(komentarz do komentarza rowniez saznisty)

BogaczKa pisze...

Potwierdzam to co pisze "ilekobietamalat" o suszeniu masy. Ja też suszę w bardzo małej temp. ale ponieważ moje wytworki są grubsze niż Twoje serduszka, suszę je dośc długo, potem podkręcam temp na większą i dalej suszę. Dziś np.trwało to 8 godzin 8-/