- wybrane przez nas miejsce wymaga pozwolenia na parkowanie, ale tylko od 2:30 w nocy do szóstej rano.
- w środy nie wolno parkować w ogóle, ale tylko od ósmej do dziesiątej rano. (Może jeździ śmieciara?)
- od znaku do rogu nie parkuje się wcale - proste i oczywiste.
- można parkować tylko na godzinę, ale dotyczy to jedynie wybranych godzin dziennych od poniedziałku do soboty.
- w godzinach dziennych nie wolno parkować w ogóle, jeśli spadły dwa cale śniegu, ale tylko w dni parzyste. Bo odholują. Czyli stołują, jak mawia Polonia.
Tak naprawdę człowiek nie ma nigdy pewności, czy czegoś nie przeoczył i czy po powrocie nie spotka go jakaś przykra niespodzianka.
Na Michigan Avenue natknęliśmy się na dwa zaskoczenia, co potwierdziło dotychczasowy trend- w Mieście zawsze jest coś nowego. Jedna niespodzianka to rzeźba przy moście na Chicago River - postacie oparte na słynnym obrazie "American Gothic", przechowywanym w pobliskim (poniekąd) Art Institute.
Potem wędrowaliśmy sobie dalej na północ, koło budynku Chicago Tribune, upstrzonego gęsto fragmentami z rozmaitych ważnych miejsc i budowli. "Ha, ale kamienia z Księżyca to nie mają", odezwał się T, komentując gablotę prezentującą wystawkę o locie tamże. "Ależ mają" - odpowiedziałam, bo właśnie dostrzegłam skrzyneczkę z odnośnym fragmentem.
W zazeszłym roku ekscytowaliśmy się w Arizonie kawalątkiem Satelity wielkości orzecha laskowego, a tutaj wypożyczono od NASA kamulec mniej więcej jak gruszkę, bazalt przypominający skały na Hawajach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz