Prezydencja zobaczyła (po raz kolejny) wystawę ateciaków na ścianie, poleciała do swojego pokoju i przyniosła mi maluneczek, prawie że w ateciakowym rozmiarze. Wymalowała takie ludziom na święta, małe karteczki. Farby olejne, czyli dla mnie kosmos. Kto by się spodziewał?
Paige dała mi ciasteczko - śnieżynkę. Leży już na biurku akhem od przed-świąt, więc pewnie nie zostanie zjedzone, ale wzór jest piękny i błękitny, pocukrowany kryształkowo lukier też.
Wczoraj Alissa z okazji tego, że nas opuszcza i będzie pracować w jakiejś szpanerskiej agencji reklamowej na Michigan Ave., zrobiła nam po babeczce (cupcake) z motylkiem z brązowej i pomarańczowej czekolady. Zjadłam... i bardzo dobre było, ale wcześniej obfotografowałam.
I jeszcze muszę dodać, że fotografowanie odbyło się na zakładzie, na biurku, a tłem jest magazyn "Memory Makers", który całkiem niespodziewanie dostałam dziś od jeszcze innej koleżanki.
No i jak tu nie być szczęśliwym człowiekiem? Jak się tyyyyle pięknych rzeczy dostaje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz