poniedziałek, 5 stycznia 2009

401. kraftofotki

Zrobiłam wreszcie szybkie fotki części kraftów powstałych w ciągu wolnych dni. Coś mam wrażenie, że zupełnie mi brakuje pary, kiedy dojeżdżam do etapu robienia zdjęć, jakby cała energia poszła w wyprodukowanie przedmiotu. Przeważnie dzieje się to rano, przed wyjściem do pracy, na chybcika. Ale – z braku laku dobry kit.
KRAFT UPIECZONY
Dostałam wiele lat temu spadkową „strzykawkę” do ciastek, razem z eleganckim pudełkiem i książeczką z przepisami. Nie wypatrzyłam tam żadnej daty, ale pachnie stanowczo latami siedemdziesiątymi, a poza tym spadkodawczyni to babcia emerytka, która nawet remontując niedawno dom zastosowała w nim odruchowo wystrój z innej epoki.
Od czasu do czasu strzykawka wyłazi ze słynnego, wielokrotnie już wspominanego klozetu i strzyka ciastkami. Najbardziej lubię ginger snaps, zawierające oprócz przypraw (cynamon, imbir, goździki) składniki mniej w Polsce znane, czyli melasę i brązowy cukier. Lubię je szczególnie wtedy, kiedy są już zrobione, bo trochę trudno się je produkuje: raz, że akurat ten cieniutki wzorek kiepsko się wyciska i jakiekolwiek grudki natychmiast psują ciastka i trzeba praskę rozkręcać; dwa, że szybko się przypalają, szczególnie na ciemnej brytfannie. W zasadzie trzeba je wyjmować, kiedy nie są jeszcze całkiem upieczone i poczekać, aż „dojdą”.
Nawet T skomentował, że widział, jak się męczę i zaproponował, żeby po prostu ciasto rozwałkować i pokroić. Potem jednak, zjadłszy zrobione w ten sposób serduszka z resztek ciasta, stwierdził, że to nie to samo. One muszą być takie cieniutkie i koniec.


KRAFT FARBKOWY
Mokry papier akwarelowy, alwarele, sól :), pochlapane wodą. Efekt nie wyszedł taki, jakiego się spodziewałam – myślałam, że sól zmusi akwarele do utworzenia fajnych wzorków, a tu guzik. Za to kryształki przylepiły się częściowo do podłoża i udają brokat.

KRAFT SOLNY
Suszą się serduszka na walentynki oraz ślimaki do ślimakowego albumu. Dobrze, że zrobiłam więcej, bo jedno serduszko się już złamało przy przewracaniu, a jeden ślimak spadł na podłogę i „się” rozdeptał.

KRAFT ZAPAŁCZANY
Zobaczyło się zapałczany domek w necie, pomyślało – a, godzinka, zrobię sobie swoją wersję. Fakt, że oryginał był o wieeeeele prostszy, ale godzinka to było o wieeeeele za mało czasu :). Z efektu jestem dość zadowolona, mam pomysła na domek w kolorach wiosennych... Oraz jadowicie jasnozieloną farbę, jakby było trzeba.

4 komentarze:

annqaa pisze...

Rewelacyjne!!!
Serducha i domek:D

A na osłodzenie po zniszczonym serduchu i ślimaku czeka na Ciebie mała niespodzianka na blogu:)

pozdrawiam,
Ania

rudlis pisze...

Twoje krafty powalają na ziemię :)))

No, ale tym domkiem mnie zaskoczyłaś- wielki podziw!
Taka prezycja na takim małym polu działania-SUPER !!!

kasia | szkieuka pisze...

...przy okazji domku zrobilam odkrycie: zapalczane pudelka nie chca sie malowac akrylowka - sa za sliskie. Nie wiem, jak w przypadku polskich pudelek, ale tubylcze trzeba albo papierem sciernym przeciagnac, albo jakims podkladem :)

martita pisze...

widzę zdolności w każdej dziedzinie :) super!