Wróciłam, a tu zimność. Dziś, co prawda, tylko minus 8 C, ale ponoć pod moją nieobecność było i -15.
Wczoraj paprało mokrym śniegiem razem z deszczem, marzło i ogólnie pasqudziło.
Na osiedlu chmara śmietników - okazuje się, że od 1 grudnia mamy nową firmę (hurra - nareszcie będzie można uskuteczniać recykling), ale zarząd osiedla cosik pokręcił i stara firma nie wyniesie się stąd aż do stycznia. Wokół śmietnikowych budek stoi więc stadko nowych skrzyń.
Wczoraj aresztowano gubernatora Illinois, bo usiłował sprzedać fotel senatora (w sensie urzędu, nie mebla), jaki zwolnił się po wybraniu Obamy na Prezydenta.
Na zakładzie od tygodnia są problemy z telefonami, bo "przerdzewiał" drucik i AT&T zakłada nowy. Dodatkowo wczoraj przez 3/4 dnia nasza baza danych była martwa, co mi znacznie utrudniło żywot. Potem się uruchomiła, ale mniej więcej po godzinie internet (przez który łączymy się z bazą) zaczął się przeraźliwie żółwić, pewnie w związku z naprawą drucika, bo to wszystko jest ponoć jakoś powiązane.
No i było wyjeżdżać? Tyle namącili w dwa tygodnie pod moją nieobecność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz