wtorek, 30 grudnia 2008

Czy ja się kiedykolwiek nauczę realistycznie oceniać czas potrzebny na wykonanie przedmiotu? Wczoraj myślałam sobie, że zrobię KILKA ateciaków papierowych, dwie bazy pod ateciaki crazy quilt i może nawet skończę te ostatnie. Pffff. Z papieru nie zrobiłam nic. Bazy powstały trzy, ateciak jeden.
W crazy quiltach lubię etap środkowy – naszywanie koronek, koralików, co tam się trafi, jakiś drobny hafcik. To jest frajda! Lubię też wybierać szmatki. Natomiast wyskładanie bazy jest nudne, no i potem objechanie całości obrąbkiem też mnie nie rajcuje, nic a nic. Dlatego bazy zrobiłam trzy, żeby mieć już z głowy.
A teraz jest mały problem, bo przywiązałam się do tego ateciaka, nie za bardzo mam ochotę się z nim rozstawać.
Oto dwa bardzo żółte (spod lampy na kraftowym stole) zdjęcia wstępnych etapów działania oraz końcowy efekt.

Zmieniając nieco temat: nie chwaliłam się jeszcze zdobyczą z Najfajniejszego Sklepu w Mieście (no, powiedzmy, że jednego z dwóch najfajniejszych), czyli guzikowymi pamiątkami z Polski. Znowu mam ten sam problem, co z ateciakiem – nie wyobrażam sobie na razie zużycia tych guzików do czegokolwiek!
Kupowaliśmy je razem z moim dziewięcioletnim siostrzeńcem – odebrałam go pewnego dnia ze szkoły i wracaliśmy do domu nader okrężną drogą. Zbierałam się, żeby go naciągnąć na wejście do pasmanterii (w końcu jest to sklep nie dość, że babski, to jeszcze raczej dla dorosłych). A tu K nagle sam zapytał, czy moglibyśmy tam wejść! Okazało się, że oboje jesteśmy fanami guzików, więc pasmanteria to któryś poziom raju.
K wybrał sobie głównie guziki – miniaturki zwirzów, owoców, pojazdów itp., a ja zagłębiłam się w tanie pudełko z resztkami. Mniam, po trzykroć mniam! Nie wiem, czy panie sprzedawczynie nie miały nas serdecznie dość – sklepik jest maleńki i bez przerwy jest tam kolejka, a my wtarabaniliśmy się tam i zajmowaliśmy jakże cenne miejsce przy ladzie przez dobry kwadrans. A na dodatek przyszliśmy jeszcze drugi raz za kilka dni :)


Na koniec jeszcze fotka dwóch Bardzo Dziwnych Koralików, znalezionych gdzieś na ulicy mnóstwo lat temu. Są szklane, z dziwnym, nieregularnym wzorem... Zawsze kojarzyły mi się z wnętrznościami, a przede wszystkim z wątróbką. Przywiozłam je wreszcie tym razem, bo gdzieś się w Polsce zawieruszyły w składach przydasiów.

2 komentarze:

rudlis pisze...

Zdrowego, radosnego i twórczego Nowego Roku:***

Anonimowy pisze...

W noc sylwestrową siostrzeniec obejrzał guziki na zdjęciach. "O, tego pamiętam i tego też. Guziki są fajne".