piątek, 14 listopada 2008

trrrrrrrrrrrrt.

Tak mi się właśnie trybka ostatnio kręcą, szybciutko. Trrrt.
Na zakładzie mam wrażenie, że wypożyczono mnie do pewnego stopnia do działu pocztowego: całe to zamieszanie z kartkami świątecznymi (myślę, że mam całość pod rzetelną kontrolą); wysyłanie chińskiej wersji naszego magazynu; naklejki na laminaty (niektórym reklamodawcom laminujemy ich reklamy i wysyłamy jako podziękowanie); listy do laminatów obejmujące mail merge, czyli hurtowe wdrukowanie adresów i imion na listach, jeszcze tego w nowym Wordzie nie robiłam, będzie eksperyment. I jeszcze zestawy medialne, i jeszcze dwa numer y magazynu tu, pięć numerów tam. Z tego wszystkiego śniło mi się, że do jednej z firm wysłałam zeszłoroczne katalogi, ale dziś rano sprawdziłam i poszły tegoroczne.
Posprzątałam sobie na twardym dysku, wyrzuciłam kupę plików, reszta jest uporządkowana. Trzeba będzie jeszcze przez email przelecieć, tam będą zapewne SETKI wiadomości do usunięcia.
W domu przekopałam się przez klozet czyli składzik kraftowo-spiżarniowy, przy czym z rozmaitych zakomarków* wytrzepałam jakieś 10 dolarów i 20 złotych. W sam raz się przyda na wycieczkę do Polski :). No i najważniejsze jest to, że w klozecie widać podłogę i można nawet trochę rzeczy do niego wnieść.
Przekopałam się też przez stertę-na-schodku oraz stertę-na-szafce i wyizolowałam z nich górę fajnych kartonów: w pracy firmy przysyłają nam swoje zestawy medialne w okładkach, które czasem zrobione są z fikuśnych papierów (Clinique sobie może pozwolić na papier z meszkiem, albo na karton leciutko karbowany, po jednej stronie organicznie brązowy, bo drugiej metaliczny burgund.) Teraz będę mogła te skarby rzeczywiście wykorzystać, bo będzie łatwy dostęp. A wszystko to w przygotowaniu do sporządzenia w weekend kilku jeszcze przedmiotów na poniedziałkowy kramik w pracy. Uff.
Tyyyle jeszcze do zrobienia przed wyjazdem... jak zwykle. Jak zwykle pewnie nie ze wszystkim zdążę, ale jestem na to przygotowana :).
A za nagrodę blogową dziękuję Annce i zastanawiam się energicznie nad listą moich ulubionych.

*Znakomicie wiem, że mówi się „zakamarek”, ale pewien znajomy, a zasiedziały Polonus chicagowski mówi „zakomarek” i bardzo mi się to podoba. Mówi również „zawichura” zamiast „zawierucha”, i jak tylko nadarzy się okazja do użycia tego wyrazu, to skorzystam. A w zimie zawichury na pewno u nas będą.

Brak komentarzy: