poniedziałek, 27 października 2008

weekendowe produkcje

Pracowało się ostro przez kilka ostatnich wieczorów… wyprodukowało się nieco sukienkowych zakładek (na razie starczy), trzy bladwijzery (jeszcze kilka by się przydało), oraz zaczęło się strony do „śmieciowego” albumu o tematyce podróżniczej. Śmieciowego i złachanego trochę na przekór, bo jest przeznaczony dla osoby niezwykle uporządkowanej. Większość materiałów pochodzi z recyklingu: bazy to manilowe okładki, jakie w pracy przeznaczono na makulaturę; do tego bibułki, też z przesyłek otrzymywanych w redakcji. Conieco ilustracji z magazynów, miedziane malowanie przez plastikową krateczkę, jaka towarzyszyła zamówionej pizzy. Chcę też koniecznie wypróbować odbijanie „pieczątek” z folii bąbelkowej.
Nie jest to jeszcze koniec dekorowania stron, bo mam przykładowo stosik dżinsu utarganego z Pisklakowych spodni, ćwieki, koronki (które akurat nie będą z recyklingu). No i zdjęcia pewnie też zostaną obskubane na brzegach, może potraktowane papierem ściernym, bo zamierzam je wywołać na papierze fotograficznym, a nie z drukarki.
Natomiast okładka prawdopodobnie powstanie z wieka od pudła z pizzą, na którym jest pięęęęęękny rysunek gondoliera wśród weneckich budynków.

Zmieniając temat na krafty kuchenne – wyprodukowałam też ciasteczka pod nazwą „napoleońskie kapelusze”. Trochę z kulfonem, bo pierwsza partia ciasta wyszła mi przeraźliwie słona; tak to jest, jak się robi trzy rzeczy na raz i wyczyta w przepisie, żeby dać łyżeczkę soli, a tak naprawdę trzeba było ćwierć łyżeczki! Dobrze, że mam we zwyczaju podskubywanie surowego ciasta. Kulfon wyjechał do śmietnika –na szczęście ciasta robi się tycio-tycio, więc wielkiej marnacji nie było.
przepis na 2o ciastek (filiżanka = w przybliżeniu szklanka)
Ciasto:
filiżanka mąki
1/3 filiżanki cukru pudru
1/4 łyżeczki soli
6 dkg masła (chłodnego)
1 żółtko, lekko ubite
łyżka mleka
Nadzienie:
1/4 filiżanki orzechów włoskich
2 łyżki cukru
1/2 filiżanki słodzonych płatków kokosowych
1 białko, lekko ubite
Dekoracje:
dżem malinowy (najlepiej bezpestkowy)
1/4 filiżanki cukru pudru
1 1/4 łyżeczki wody
1/8 łyżeczki olejku waniliowego
Ze składników ciastowych robimy ciasto - standardowo, najpierw nożem, potem zagniatamy. Formujemy dysk, pakujemy w folię, wkładamy na godzinkę do lodówki.
Na nadzienie ciupiemy orzechy na drobniutko. Potem miksujemy z cukrem, dorzucamy kokos i białko, miksujemy dalej. Masa będzie "kudłata", nie gładka.
Ciasto schłodzone należy się rozwałkować dość cienko i wycinać koła o średnicy ok. 7 cm. Nałożyć na środek mniej więcej łyżeczkę nadzienia (mnie wchodziło nieco mniej), podwinąć i przyklepać z trzech stron, formując trójgraniaste kapelutki. Piec na potłuszczonej blasze około 12-15 minut, do zrumienienia (szczególnie wystającego kokosu), w temp. 350 stopni F.
Czekamy, aż ciasteczka ostygną. Wtedy na czubek każdego nakładamy ciutkę dżemu malinowego. Potem robimy lukier z cukru pudru, wody i olejku waniliowego, kapiemy nim na ciastka. Czekamy aż zastygnie (albo i nie), konsumujemy.
Moja refleksja jest taka, że połączenie orzechów, kokosu i dżemu malinowego baaardzo mi odpowiada. Nastepnym razem będę jednak robić podwójną porcję i zmienię technologię montażu: tym razem kładłam kółka na blachę, potem nadzienie, potem nożem podważałam brzegi celem posklejania. Bardzo możliwe, iż wygodniej byłoby to robić, trzymając ciastko w ręce i dopiero gotowe układać na blasze. Można układać dość gęsto, bo kapelutki nie za bardzo rosną.

PS. Link do historyjki o gościu, który NAPRAWDĘ za bardzo zawierzył GPSowi :D

Brak komentarzy: