Smutna wiadomość - Max nagle odszedł, trudno mi napisać "umarł", bo to słowo zupełnie nie pasuje do osiemnastolatka. W piatek mu się polepszyło, a w nocy z piątku na sobotę zmarł. Byłam wczoraj na "wake", czyli spotkaniu przedpogrzebowym, razem z wielkim tłumem innych znajomych, przyjaciół i rodziny. Nie umiem sobie wyobrazić, co czuje jego mama, bo dla mnie jest to zdarzenie niezrozumiałe i nierzeczywiste, choć Maxa nie znałam. To tak, jakby nagle deszcz zaczął padać do góry, albo woda stała się sucha. Zupełnie przeciwnie naturze.
Takie zdarzenie, rzecz jasna, stwarza perspektywę dla moich własnych problemów i problemików, czasem rozdmuchanych przez zbyt długie rozważanie czyichś słów. Mówię sobie - wstawaj, otrzep portki z kurzu i maszeruj dalej.
W ramach maszerowania zrobiłam wczoraj późnym wieczorem, choć trochę na siłę, kilka calówek na wymianę - temat "fashion". Torebeczki, buciki, nieco geografii.
I jeszcze RAK - Random Act of Kindness, niespodziewany prezencik od Karen: w notesiku można powiedzieć vintage odbiła nieco swoich pieczątek. No cóż, są to pieczątki z wyższej półki. Bardzo ładne. I jest też nieco miejsca na jakieś nowe, gdybym sobie chciała dołożyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz