wtorek, 22 stycznia 2008

o pongliszu raz jeszcze

Komentarz Qlkowej pod ostatnim postem pongliszowym sprowokował mnie do podzielenia się kilkoma refleksjami.
Qlkowa stwierdziła, że to żenujące – rzeczywiście, miewałam dawniej chwile, w których kuliłam się, słysząc opowieści o insiurach, trokach, tołowaniu i garbeciu na jardzie. O kortach, tykietach, karłoszach, cziskejku z piczesami, burdykiejku i pardy. Przykładami można sypać. Brzmi to ohydnie i wręcz rynsztokowo. Szczególnie wtedy, kiedy istnieją bardzo proste, a piękne polskie odpowiedniki tych słów.
Znakomita większość osób kaleczących polszczyznę to osoby, które po angielsku również nie potrafią sklecić poprawnego zdania. Mogę nawet powiedzieć, że wszystkie znane mi osoby spośród polskiej imigracji, mówiące biegle po angielsku, mówią bardzo porządnie po polsku, od wielkiego dzwonu jedynie wtrącając anglicyzmy, kiedy już naprawdę ciężko jest znaleźć polskie słowo.
O sobie mogę powiedzieć, że staram się nie mieszać – choć mam kilka ulubionych słówek, których używam świadomie, na przykład kakrocie. Totalnie też daję sobie na luz w rozmowach o tematyce budowlanej. To jest osobne zagadnienie, o którym już kiedyś pisałam. Myślę, że Polacy stworzyli taki budowlany slang, bo system budowania jest tu zupełnie inny i polskie odpowiedniki albo są bardzo mało znane, albo bardzo skomplikowane. Kto, na przykład, wiedziałby, jak powiedzieć po polsku „tubajfor”? Deska o przekroju jeden i trzy czwarte cala na trzy i trzy czwarte? (Może trochę naciągnęłam wymiary, ale tubajfory wcale nie mają przekroju 2x4, tylko nieco mniej.) Może czterocalówka? Ale istnieją też chyba deski 1x4 cale. I tak można by analizować słowo po słowie. Dlatego jakoś nie mam kłopotu z kalkami w słownictwie „specjalistycznym”, że tak je nazwę.
Wracając zaś do słówek powszechnie używanych: głową muru nie przebijesz, poprawianie znajomych nie prowadzi do niczego dobrego, a i tak nie zaczną grzecznie mówić ubezpieczenie zamiast insiura, ani lekarstwo zamiast medycyna. Większość ludzi dostarczających mi pongliszowego materiału jest w ogólnym rozrachunku sympatyczna, więc stwierdziłam, że lepiej i zdrowiej jest obrócić to zagadnienie w zabawę, w polowanie na przykłady – zamiast zwijać się ze zgrozy przy każdym napomknięciu o trokach czy komplejnach. I stąd się wzięły pongliszowe posty :)

Brak komentarzy: