czwartek, 17 stycznia 2008

międzynarodowo, a nawet międzykontynentalnie

Rozkręciła się ostatnio wymiana ATC na Flickrze. Koszt jest minimalny, a ileż frajdy, kiedy się dostaje prawdziwy list – i to z jakiegoś dalekiego kraju! (Tubylcze są również fajne, nie ma dwóch zdań.)
Wymiana Flickrowa jest ciekawsza od poprzedniej na swap-bocie; dostaje się tu karty, które się zamówiło, no i samemu trzeba się też postarać, żeby dziełko się „sprzedało”. Na swap-bocie karty przychodziły z wyboru wysyłającego... i wiem, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale to, że ktoś ciapnął zdjęcie i co tam miał pod ręką, stało się troszkę nudne.
Tak więc mam sobie trzy nowe karty, w tym jedną szmatkową.

Znalazłam też pięknego linka do szmatkowych pocztówek, na tymże samym Flickrze. Aaa, gdyby tylko mieć czas!


W pracy z lekka załamka – klepię sobie notatki ze szkolenia na to nowe stanowisko... a w Internecie szukam miejsc, gdzie można by się na wszelki wypadek schować. Na przykład Deep Blue Hole (Belize), albo Bottomless Pit (Kentucky).
Dla odstresowania zaczęłam sobie robić zakładkę do książki, która chodziła już za mną od dawna. Jak skończę, to nie będę już zakładać za pomocą sklepowych kwitków.

Brak komentarzy: