czwartek, 22 listopada 2007

wieści z Polski

Wieści byłoby wiele, mniej i bardziej optymistycznych, ale dzisiaj wspomnę jedynie kilka drobiazgów natury smakowej i jeden większy zachwyt artystyczny. Jeśli chodzi o smaki, to zapomniałam od zeszłego roku o białych prażynkach z Lewiatana i odkryłam je na nowo. Mniam! Zakupiłam dziś trzy paczki, żeby nie trzeba było się graniczyć. Odkrycie całkiem nowe i chyba nie tylko dla mnie - piwo KARMI kawowe, poema di caffe. Będziemy jeszcze eksperymentować z wersją malinową i classic.
W sobotę wędrowałyśmy z Pasierbiczką po Krakowie i zaprowadziła mnie do knajpki na ulicy Karmelickiej (coś mi to KARM się powtarza) i miałyśmy się tam uraczyć kawą, ale zmieniłysmy zdanie, ujrzawszy w drinkospisie całą serię pitnej czekolady. A cóż za niebo w gębie! Zamówiłam sobie czekoladę z gałką malinowych lodów i pogrążyłam się w zachwycie.
Zachwyt artystyczny wiąże się z pokazywaną tu jakiś czas temu widokówką z nasturcjami pana Wyspiańskiego. Znajdują się one w bazylice franciszkanów w samym środku Krakowa. Zaciągnęłam tam Pasierbiczkę, ale nie zagłębiłyśmy się we wszystkie szczegóły, bo raz, że nie miałyśmy czasu, a dwa, że tratowała nas niemieckojęzyczna wycieczka.
Polichromie na ścianach są nie-sa-mo-wi-te. Nic to, że wedle informacji Szwagra-przewodnika nie prezentują się najładniej, jak to możliwe, bo są podniszczone. Wzory są cudne i następnym razem koniecznie muszę się tam udać, najlepiej sama i z aparatem naładowanym po samo wieko, żebym mogła z fleszem coś cyknąć (na ile wolno). Jeśli będę ambitna, to wydrukuję sobie nawet jakieś szczegółowe informacje.
Moje zdjęcia są raczej nędzne, a poza tym nie mam jak ich w tej chwili ściągnąć na komputer, więc pożyczam kilka obrazków z fajnej strony, nie tylko o Wyspiańskim.
Zacznę od witraży - tyle razy przechodziłam koło tego kościoła, a nie miałam pojęcia, że takie słynności się tam znajdują!

Drugi przykładowy witraż - mniej znany, ale nie mniej piękny.

Szkic do moich nasturcji!

I jeszcze jeden przykład - róże. Polecam, jeśli tylko jest się w Krakowie, należy wsadzić nos. Idzie się Grodzką od Rynku ku Wawelowi, po dojściu do torów na prawo patrz i już. Aha, warto jeszcze zaglądnąć do świeżo postawionego chudego budynku, który znajduje się tuż tuż - zamiast na prawo, idziemy kilka kroków w przód i mamy centrum informacji turystycznej, czy coś w tym rodzaju, ozdobione witrażami również wedle projektu Wyspiańskiego. Za jego życia nie zostały one zrealizowane; przygotował je na konkurs witrazy do Katedry, ale na skutek niepochlebnych komentarzy nawet ich oficjalnie do konkursu nie zgłosił (podpowiada Szwagier - Przewodnik. Się obkuł na tych kursach.)
Możliwe, że chudy budynek nawet mi wyszedł należycie na zdjęciach, więc może się coś tu umieści w późniejszym terminie. Kraków w każdym razie po raz kolejny okazał się magicznym miastem. Zawsze coś nowego, zawsze coś pięknego.


Koniecznie muszę jeszcze napisać o busikach, ale - jako myśli przewodniej niniejszesj wycieczki - chciałabym im poświęcić osobną notkę.

4 komentarze:

pasiakowa pisze...

No i witamy w kraju :)
Ach..pojechałabym sobie do Krakowa.. :)

Anonimowy pisze...

O tak, Wyspiański jest cudowny.
Zazdroszczę wizyty:)

kasia | szkieuka pisze...

uwielbiam wedrowac sobie powoli po ulicach Krakowa, ogladac te wszystkie szczegoly na budynkach - i paszcza mi sie smieje, kiedy widze odnowione kamieniczki.
Moze nalezaloby odbywac coroczne pielgrzymki do Krakowa w celu napatrzenia sie? :)

Anonimowy pisze...

Witraże Wyspiańskiego są cudne ale czy znasz historię mebli projektowanych przez niego dla Boya Żeleńskiego? :D Te dopiero mówią o charakterze artysty :C :C