Na zakładzie można powiedzieć, że pożar (metaforyczny, bo literalnie na szczęście się nie pali. Tylko wszystko się robi na zapalenie płuc.) Po południu udajemy się na closing przefinansowania mieszkanka. Niby biorę pół dnia wolnego, ale myślę, że wrócę choćby na godzinkę, dla własnego dobra - nie ma mowy, żebym się jutro z tym wszystkim wyzbierała.
Tak to jest, jak się pojedzie na wakacje... potem trzeba to odtyrać :(. Ale nic to, nie dam się - przyniosłam sobie na pocieszenie kamienne i szklane korale, zakupione wczoraj za bezcen z R. Leżą sobie po prostu na klawiaturze i ładnie wyglądają.
Klawiaturę też nabyłyśmy, ale do domu - mój laptop po kilku latach intensywnego używania ma ostrą czkawkę klawiszową i w zasadzie nie da się napisać ani jednego słowa, żeby nie zjadł literek. Klawiatura, póki co, jest tańsza, niż nowy laptop. Poza tym przeniesienie / zarchiwizowanie danych będzie baaardzo długim procesem. (Kupiłyśmy też stos cedeczek - w sam raz się przydadzą.)
To tyle. Nie ma żadnej szczególnej historyjki. Wieczorem oglądaliśmy po raz kolejny Alternatywy - T dostał zestaw DVD na urodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz