Z partyzanta wrzucam zdjęcie zrobione dziś z auta po drodze do pracy – przerabiają naszą ulicę, która moim zdaniem była całkiem znośna. Furczą i buczą rozmaite machiny, a asfalt dowożony jest wywrotkami. Nic to specjalnego zapewne, ale spodobało mi się, że o poranku stała na ulicy taka wieża – a od tyłu gostek z grabiami czy czymś takim wygarniał resztki czarnej masy.
Z przygód medyczno-upiększających. Przyszłam na zakład, a tu za jakiś kwadrans chlip, łzy mi z ocząt moich niebieskich lecą jakoby koraliki, a powodu nie ma. Zaczęłyśmy dyskutować z Betty, jaki może być powód takiej rozpaczy – bo przecież nie czeska reklama o blondynkach, jaka dziś rano do nas dotarła? Jakiś detergent, jakieś nowe jedzenie? Ha! Nowy krem przeciwzmarszczkowy, taki specjalny do oczu!
No i wychodzi na to, że jednak nie będzie się go dało używać, bo ileż można popłakiwać w redakcji? Zrobię jeszcze eksperyment, na przykład w piątek – i zobaczymy, czy znowu łzy popłyną. Się człowiek czasem wpakuje...
No i wychodzi na to, że jednak nie będzie się go dało używać, bo ileż można popłakiwać w redakcji? Zrobię jeszcze eksperyment, na przykład w piątek – i zobaczymy, czy znowu łzy popłyną. Się człowiek czasem wpakuje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz