Odbieranie z lotniska trwało dość długo, bo ja uporczywie tkwiłam przy wyjściu wskazanym na monitorze, a R akurat zjawiła się w drugim i też tam sobie stała. Znalazłyśmy się po jakichś dwóch i pół godzinach od lądowania.
W sobotę pojechałyśmy do Garfield Park Conservatory. W każdej szklarni jest inny klimat albo rodzaj roślinności. Mamy więc przykładowo Fern Room:
Na zewnątrz też są ogrody. Przykład - kopia części ogrodu Claude'a Moneta w Giverny:
Kaktusy zadziwiają swą różnorodnością. Człowiek myśli "pustynia" - niewiele co się dzieje, a tam tyyyyle bogactwa!
Zdjęcie z niedzieli. W pobliżu skrzyżowania North Ave i 25-tej malują bańkę z wodą (albo budują rakietę na księżyc wedle teorii Tomka) i całość okryto płótnem:
Pojechaliśmy do Baha'i. Po drodze do świątyni przechodzi się przez ni to rzeczkę, ni to kanał o przedziwnym kolorze. Akurat przypłynął gość na kajaku i jeszcze dodał do tej niezwykłej kolorystyki. Zdjęcie prosto z aparatu, bez żadnego podkręcania w PhotoShopie.
Kolejna atrakcja - Tomkowa budowa. "Kto ma uszy, niechaj słucha" i zadziera głowę. Patyczki pięknie pachną, czego niestety nie udało się ująć na zdjęciu.
3 komentarze:
A kabriolety mieli w tym muzeum starych samochodow?
pewnie, ze mieli! kolorowe i blyszczace! jeno tykac nie wolno...
Jade!
Prześlij komentarz