[Wpis z komputera bez polskich znakow.]
Wszystkie trzy tytulowe pojecia wiaza sie ze soba scisle na skutek przygod z ostatnich dwoch dni. Wiedzialam, ze taka chwila nadejdzie, ale w glebi duszy mialam nadzieje, ze jednak nie... otoz w drodze na srodowa lekcje polskiego moja ukochana neonka zgrzytnela cichutko, po czym przestala jechac. Na pierwsze szczescie - zjechalam na parking, kiedy jeszcze pojazd sie toczyl; na drugie szczescie - neonka jest na tyle lekka, ze mozna ja latwo przepchac na jakies przyzwoite miejsce.
Oczywiscie nie mialam pradu w komorce (wiadomo - nigdy go nie ma, kiedy jest absolutnie potrzebny). Poprosilam wiec w najblizszym sklepie, zeby mi pozwolili zadzwonic. Alisci malzonek moj nie odbiera nieznanych numerow... Fakt, moglam zostawic wiadomosc, jest szansa, ze by niedluga ja odsluchal, ale wybralam sie na nogach do domu. Nie bylo daleko - moze z kilometr, ale mialam akurat nowe butki i stad bable na moich nie przyzwyczajonych do dalszych wedrowek (w klapkach) stopkach.
Pojechalismy z powrotem na miejsce przypadku. Okazalo sie, ze moje ubezpieczenie pokrywa holowanie. Po niecalej godzinie przybyl Pan Holownik (laweta?) - jejku, jakie to jest kapitalne urzadzenie! Myk myk, przypina sie neonke lancuchami, spuszcza platforme, potem mechaniczna korbka wciaga auto na linie, platforme sie podnosi na przyczepe - a wszystko to za pomoca malych lewarkow.
Na koniec doznalam jeszcze przyjemnosci jazdy w "tow-trucku", ktory jednak jest malo wygodny i na dluzsze trasy absolutnie by sie nie nadawal. Twardy jakis taki i telepie. I jakos dziwnie mi bylo, ze neonkowy nos mam tuz za soba, za tylna szyba kabiny.
Dzis pojazd zostal po raz drugi odholowany - tym razem do szpitala. Czekam wlasnie na wiesci od Naczelnego Chirurga - glownie na wycene naprawy i decyzje, czy moje autko jeszcze sie oplaca naprawiac, czy tez moze jego wartosc jest rowna cenie jej skladnikow "na wage", ze tak powiem. Bo jesli trzeba bedzie wymienic z polowe czesci, to raczej Zlomex wita i zaprasza.
Niemanie auta utrudnia zycie. Do pracy poszlam wczoraj na nogach, co w tym kraju jest niewymownie ekstrawaganckim przedsiewzieciem. Zabralo mi to okolo 25 minut - MNOSTWO ludzi na swiecie przebywa na piechty takie dystanse dzien w dzien. Dzis zatem sie usportowilam i przyjechalam do Redakcji na osmiu kolkach - rolkowych. Calkiem fajnie bylo, po drodze jest tylko jedna gruba ulica do przekroczenia, ale za to ma swiatla. Pietnascie minutek i jestem na miejscu. Gdyby tak czesciej... moze bym wreszcie schudla conieco? No i forme trza szykowac na lato, bo - jak juz wspominalam - przyjezdza R i bedziemy sie starac jak najwiecej zobaczyc. A glupio byloby wymieknac po pierwszym kilometrze.
Wszystkie trzy tytulowe pojecia wiaza sie ze soba scisle na skutek przygod z ostatnich dwoch dni. Wiedzialam, ze taka chwila nadejdzie, ale w glebi duszy mialam nadzieje, ze jednak nie... otoz w drodze na srodowa lekcje polskiego moja ukochana neonka zgrzytnela cichutko, po czym przestala jechac. Na pierwsze szczescie - zjechalam na parking, kiedy jeszcze pojazd sie toczyl; na drugie szczescie - neonka jest na tyle lekka, ze mozna ja latwo przepchac na jakies przyzwoite miejsce.
Oczywiscie nie mialam pradu w komorce (wiadomo - nigdy go nie ma, kiedy jest absolutnie potrzebny). Poprosilam wiec w najblizszym sklepie, zeby mi pozwolili zadzwonic. Alisci malzonek moj nie odbiera nieznanych numerow... Fakt, moglam zostawic wiadomosc, jest szansa, ze by niedluga ja odsluchal, ale wybralam sie na nogach do domu. Nie bylo daleko - moze z kilometr, ale mialam akurat nowe butki i stad bable na moich nie przyzwyczajonych do dalszych wedrowek (w klapkach) stopkach.
Pojechalismy z powrotem na miejsce przypadku. Okazalo sie, ze moje ubezpieczenie pokrywa holowanie. Po niecalej godzinie przybyl Pan Holownik (laweta?) - jejku, jakie to jest kapitalne urzadzenie! Myk myk, przypina sie neonke lancuchami, spuszcza platforme, potem mechaniczna korbka wciaga auto na linie, platforme sie podnosi na przyczepe - a wszystko to za pomoca malych lewarkow.
Na koniec doznalam jeszcze przyjemnosci jazdy w "tow-trucku", ktory jednak jest malo wygodny i na dluzsze trasy absolutnie by sie nie nadawal. Twardy jakis taki i telepie. I jakos dziwnie mi bylo, ze neonkowy nos mam tuz za soba, za tylna szyba kabiny.
Dzis pojazd zostal po raz drugi odholowany - tym razem do szpitala. Czekam wlasnie na wiesci od Naczelnego Chirurga - glownie na wycene naprawy i decyzje, czy moje autko jeszcze sie oplaca naprawiac, czy tez moze jego wartosc jest rowna cenie jej skladnikow "na wage", ze tak powiem. Bo jesli trzeba bedzie wymienic z polowe czesci, to raczej Zlomex wita i zaprasza.
Niemanie auta utrudnia zycie. Do pracy poszlam wczoraj na nogach, co w tym kraju jest niewymownie ekstrawaganckim przedsiewzieciem. Zabralo mi to okolo 25 minut - MNOSTWO ludzi na swiecie przebywa na piechty takie dystanse dzien w dzien. Dzis zatem sie usportowilam i przyjechalam do Redakcji na osmiu kolkach - rolkowych. Calkiem fajnie bylo, po drodze jest tylko jedna gruba ulica do przekroczenia, ale za to ma swiatla. Pietnascie minutek i jestem na miejscu. Gdyby tak czesciej... moze bym wreszcie schudla conieco? No i forme trza szykowac na lato, bo - jak juz wspominalam - przyjezdza R i bedziemy sie starac jak najwiecej zobaczyc. A glupio byloby wymieknac po pierwszym kilometrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz