czwartek, 3 maja 2007

konstytucja...

W związku z czym będę dzieciakom robić w sobotę wykład o konstytucji, ilustrowany atlasem, albumem i dodatkowymi obrazkami ściągniętymi z netu.
Po drugie – wyczytałam wczoraj, że w Polsce planuje się utworzenie nowego święta. Kalendarza przecież braknie! I kiedy się będą budowały te wszystkie autostrady, stadiony i hotele, które mają powstać w ciągu następnych pięciu lat?
Po trzecie: nie mam już prawie pieniążków na krafty, bo kupiłam sobie nowe przezroczyste pieczątki z zawijasami i kwiatkami. Co ja poradzę na to, że wszędzie jest pełno pokus? Trzeba po prostu przysiąść i trzasnąć kilka kartek ze wstążeczkami, bo najwyraźniej takie właśnie cieszą się powodzeniem na ebayu. I zarobić sobie parę $$. Tylko z czasem cienko, bo akurat robię dwa tłumaczenia i na tym spędzam godziny wieczorne... Jeden tekst, z polskiego na angielski, mam już gotowy, jeszcze tylko ostateczny szlif i wysyłam. Nie podobała mi się ta praca, ponieważ autor nie wyszedł w swoim słownictwie zbyt daleko poza czasownik „być”, a takie rzeczy trudno się tłumaczy. Całość w ogóle była skomponowana w sposób przewidywalny i powtarzający się. Natomiast drugi tekst o tematyce religijno-filozoficzno-historycznej bawi mnie o wiele bardziej, bo trzeba grzebnąć i w encyklopedii (o dzięki ci, wikiepdio!), i w słowniku, a na dodatek ruszyć głową. I człowiek się czegoś nowego dowie.
Ostatnia rzecz, jaką chciałam wspomnieć, to przedziwny list, jaki wczoraj dostaliśmy. Zawierał pokazaną na zdjęciu kartkę oraz rozmaite instrukcje. W skrócie należy postąpić tak: rozłożyć kartkę, wpatrywać się przez chwilę, aż oczy Jezusa się otworzą (!). Następnie kładziemy tę kartkę, zwaną dywanikiem modlitewnym, na podłodze i klękamy na niej, a jeśli klęknąć nie możemy, to wystarczy dotknąć nią kolan, tylko trzeba obu naraz. I potem już można zaznaczyć na załączonej liście o co się mają modlić w naszym imieniu. Do wyboru jest cały rządek opcji, od finansów (można nawet wpisać upragnioną kwotę), nowego auta, znalezienia partnera życiowego aż do odnowienia związku z Chrystusem. Następnie dywanik się pakuje do załączonej koperty z opłaconym już znaczkiem i odsyła z powrotem do Tulsy w Oklahomie, bo ten dywanik będzie przekazany jakiejś innej rodzinie, która też potrzebuje błogosławieństw.
No i gdzie tu jest haczyk? Fakt, że w jednym małym miejscu można wpisać datek dla tego osobliwego kościoła, ale nawet znaczek na zwrotnej kopercie jest już opłacony. Przedziwne wierzenia mają ci ludzie... przypomina mi to program w tiwi, gdzie gość oferował, również z podtekstem religijnym, Zielone Chusteczki Sukcesu – szmatkowe kwadraciki, których trzymanie / posiadanie gwarantuje, jak łatwo się domyślić, sukces. Szmatki są za darmo, ale jeśli ktoś chce potem przesłać datek, to chętnie wezmą J. Po co mi taka magia? Wszak Pismo Święte nic nie mówi, że do skutecznej modlitwy konieczne są dywaniki i chusteczki. Dziwny jest ten świat...

Brak komentarzy: