środa, 24 lipca 2013

1358. mostologia raz!

Można powiedzieć, że wczorajsza chandra przeszła, a to dzięki opakowaniu cheddarowych chrupek, Agacie Christie oraz długiemu odespaniu. Jakoś radośniej patrzę dziś na świat, cudakami się nie przejmując - mam jednak w zanadrzu obawy, że cudaki jeszcze wypłyną, ale to nic, będę sobie z tym radzić, kiedy nadejdzie czas.

Niniejszym przechodzimy do mostologii, gdyż temat to o wiele wdzięczniejszy. Na poniższej mapce zaznaczyłam sześć mostów z niedzielnej wycieczki: przez cztery przejeżdżaliśmy, dwa oglądaliśmy (jeden nadal działający, jeden w skansenie).


Tak się ma zwiedzany obszar do całości stanu:


Jako pierwszy znalazł się na naszej drodze mój ulubiony most Savanna-Sabula. Śliczny i niebiesi, z gatunku kratownicowych.

Źródło

Tak się przezeń jedzie:



 
Na kolejnej mapce widać, jakim niesamowitym przedsięwzięciem inżynieryjnym jest ta przeprawa - nie jest tak, że MYK przejeżdżamy sobie po moście i lądujemy na drugim brzegu rzeki. Rzeka jest w tym rejonie baaaardzo szeroko rozlana (nieco niżej w jej biegu znajduje się omawiana wcześniej tama), więc z mostu zjeżdżamy na dziesięciokilometrową groblę, zahaczającą po drodze o leżące na wysepce miasteczko Sabula. Znaczy się - jedziemy po różowej kresce:


Zbaczamy z niej jednak na chwilę, żeby obejrzeć ponadstuletni most kolejowy (takoż kratownicowy), którego najfajniejszą cechą jest to, że jedno przęsło, ponadstumetrowe, obraca się, by przepuszczać barki i inny ruch rzeczny. Bieg torów zaznaczony jest na mapce na pomarańczowo, a z lotu ptaka wygląda to tak:

Źródło

Podobnie jak w przypadku szosy tory nie przecinają koryta Mississippi prostopadle i na przestrzał, tylko kręcą się i wiją po groblach i wysepkach. Niesamowita sprawa, że ponad sto lat temu ktoś wykombinował taką strukturę!

W niedzielę most był akurat zamknięty - ciekawiej byłoby, gdyby obrotowe przęsło było otwarte, ale trudno.


Poniższa animacja pokazuje, jak kręcą się takie przęsła - tu akurat jest trochę inne miejsce, ale też na Mississippi. Co ciekawe, most tkwi tuż nad śluzą (a w tle widać tame czyli chyba właściwie jaz :)

Źródło

Udało mi się wykopać zdjęcie z wcześniejszej wycieczki, kiedy przęsło było otwarte:


T wybrał się z aparatem aż na sam most - ja wylazłam jedynie na nasyp. Mam jakieś obawy przed chodzeniem po torach, że mnie nagły pociąg rozjedzie, czy coś.

Podczas swojej śmiałej wędrówki T odkrył dwie sprawy: po pierwsze, na składaniu stałej części mostu i obrotowego przęsła tory nie są przecięte zwyczajnie na pół, prostopadle do długości, tylko skośnie:

 
Po drugie zaś - zastanawialiśmy się nad "torami wewnętrznymi" - tu widać je nieco dalej na moście. Pierwsza teoria była taka, że to jakieś wzmocnienie; gugloszukanie wskazuje jednak, że to odbojnice (zwane też przeciwwykolejnicami, cóż za piękne słowo), zapobiegające, jak widać, wykolejaniu się pociągu (szczerze mówiąc, na razie nie do końca umiem to sobie wyobrazić).
 
I tyle mostologii na dziś wystarczy - będzie jeszcze drugi odcinek, o pozostałych czterech strukturach.

Brak komentarzy: