poniedziałek, 15 lipca 2013

1351. migawki z weekendu

Weekend znów przeleciał jak szalony - niby nazałatwiało się różnych spraw, napisało się słów, ale stan, gdy nie ma już NIC do zrobienia jest prawdopodobnie nieosiągalny. Być może wynika to z wieku, a być może z niezaspokojonej łapczywości wobec życia.

A świat na to odpowiada:
normalny duszy stan,
to nie musi być stan podgorączkowy,
pana trzeba przebadać,
przedsięwziąć jakiś plan
by te bzdurne problemy raz mieć z głowy!


Nie umiem sobie wyobrazić, że już nic nie zostało - i niemalże wygodnie jest mi z tym stanem podgorączkowym, jak śpiewał Michał Bajor. Niby jęczę, że tyle jest do zrobienia, ale gdyby ktoś mi to wszystko zabrał i kazał nic nie robić - olaboga!

Przechodząc zatem do weekendu - kota przedstawiam, mieszkańca parteru. Właściciele zakładają mu szelki i w ten sposób kitek chodzi sobie na sznurku po trawie. Razem z nim mieszka jeszcze czarno-bialec, ale nie jest taki przytulny. Czarny (ponoć ma na imię Honey) zawsze leci się łasić i nawet włazi na kolana.


Postęp w łazience - bladym sobotnim świtem sprowadziliśmy z T płytę gipsomurku oraz drewno do budowy wnęki - w ten sposób miałam możliwość w ramach bratania się z budowlanym narodem ponosić sobie mojego własnego tubajfora.


W niedzielę zaczął nabierać kształtu mój wymarzony wodospad:


Tutaj troche lepiej widać płytki, choć nadal w marnym świetle: szkieuka i chrom na wodospadzie oraz maziaje na tych większych. Ramka jest ze szklanych patyczków, ale jakoś się nie załapały.


Dalszy etap - kran, kurek i durszlak:


Kiedy T kleił płytki, ja trochę kurodomowiłam. Jagody obrodziły (w sklepie najbliższym), więc upiekłam ciasta....


...i nawet trochę jagód zamroziłam. Co prawda ostatnie dwa lata nie były dla mrożonek szczęśliwe, bo w jednym na skutek niemal-tornada nie było przez kilka dni prądu (i mrożonki poszły się paść czyli płynąć), a w następnym umarła lodówka - ale może tym razem będzie lepiej.


I to tyle... w moim tłumaczeniu widać już światełko na końcu tunelu, zostały cztery stroniczki - ale łatwo nie będzie, po tekst naszpikowany jest rezolucjami, zastępcami sekretarzy stanu, szarifami, kalifami... z jednej strony radość dla rozumu, bo wyzwanie, ale z drugiej - przy niemal każdym zdaniu trzeba grzebać w internetach, sprawdzać różności. I tak cieszę się niezmiernie, że internety istnieją, bo ciężko mi sobie wyobrazić szukanie tego wszystkiego w wydawnictwach drukowanych (taaa... pamiętam tłumaczenie ze 20 lat temu tekstu o Wielkiej Piramidzie, przy którym słupki książek i encyklopedii ułożonych na podłodze sięgały mi po kolana :)

2 komentarze:

Mrouh pisze...

Ooo, widać postępy, mozaiki niezwykle efektowne, zwłaszcza te chromowane kawałki. Widzę, że ekipa wsparta kaczorem donaldem całkiem nieźle sobie radzi:-) nowe oprzyrządowanie prysznicowe idealnie pasuje do juz istniejącego wieszaczka na ręcznik- pełna harmonia:)

kasia | szkieuka pisze...

Ha, bez kaczora to by o wiele trudniej było! Szczególnie po fakcie, gdy przyjdzie usuwać slady remontu z wanny...