...czyli audytor zbliża się do naszej redakcji. Ponoć nie taki znowu postrach - ten sam pan przybywa co roku i z tego, co słyszę, jest nawet całkiem sympatyczny i z humorem. Moja szefowa, główna księgowa, zamówiła zatem audytorską kartkę.
Baza jest normalna, czerwony kartonik, ale wykorzystałam też kartkę ze starego poradnika podatkowego (okazało się, że szefowa też jest w tym względzie kiszon - kto trzyma poradnik podatkowy z 2004 roku??) oraz zielonkawy kratkowany papier z ksiąg przychodów i dochodów, których się chyba już dziś nie używa, przynajmniej u nas.
A czerwone ołówki to podobno legendarny niejako atrybut audytorów.
Muszę powiedzieć, że bardzo przyjemnie mi się siedzi w tym dziale księgowym, choć miałam wątpliwości, czy tam przynależę. Fakt, że pokrewieństwa bliskiego nadal nie widzę, ale za to osłucham się z księgowym słownictwem, a i może jaki koncept mi w głowie zostanie, jeden z drugim. I jakaś taka mądrzejsza się czuję od samego przebywania wśród babek o wiedzy sięgającej daleko poza moje horyzonta :)
Z całkiem innej beczki: dziś w drodze do pracy zobaczyłam piękny klucz gęsi - i ogromny! Leciał sobie statecznie i równiutko przez szare niebo - i szkoda tylko, że zdjęcie marne (gdyż się pożyczyło aparat i nie sprawdziło, czy użytkownik przypadkiem nie pozmieniał ustawień :(
I jeszcze ciekawy zbieg okoliczności - na fejsie wyszło mi dziś hebrajskie słówko o sprzątaniu, a zaraz po nim - Sheldon i jego mania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz