Wstało się przed świtem jeszcze, wrzuciło się w piekarnik ciasto do pracy - peach cobbler, superłatwy, ciasto oszukańcze, można powiedzieć: owoce z puszki na dno, następnie proszek ciastowy, następnie listki masła i ziu. Najlepiej spożywać na ciepło i oczywiście nie ma co liczyć, że będzie się owo ciasto kroiło - bo chodzi o to, żeby właśnie było rozlatujące się i do jedzenia łyżeczką albo widelczykiem.
Podczas gdy cobbler bulgotał sobie leniwie w piekarniku, zabrałam się za tytułowego odgrzewanego kotleta, czy też raczej kilka, które zostały z wczoraj i przedwczoraj. Pokroiłam je w paski, zalałam sklepowym sosem pomidorowym podrasowanym zeszkloną cebulką, bazylią, oregano i papryką, na wierzch poszedł tarty ser, skwarki z bekonu oraz zielona pietruszka i pomarańczowa papryka dla ozdobienia.
Chwila w piekarniku i będzie jak znalazł na wieczór, do makaronu świderki.
Natomiast po powrocie z pracy zabieram się za przygodę z zupą cebulową, French onion soup. Troszkę mnie straszy naciupanie ośmiu filiżanek cebuli... kroi się płacz (i może nawet zgrzytanie zębów z tego powodu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz