czwartek, 10 stycznia 2013

1260. odgrzewany kotlet czyli poranne kulinaria

Wstało się  przed świtem jeszcze, wrzuciło się w piekarnik ciasto do pracy - peach cobbler, superłatwy, ciasto oszukańcze, można powiedzieć:  owoce z puszki na dno, następnie proszek ciastowy, następnie listki masła i ziu. Najlepiej spożywać na ciepło i oczywiście nie ma co liczyć, że będzie się owo ciasto kroiło - bo  chodzi o to, żeby właśnie było rozlatujące się i do jedzenia łyżeczką albo widelczykiem.


Podczas gdy cobbler bulgotał sobie leniwie w piekarniku, zabrałam się za tytułowego odgrzewanego kotleta, czy też raczej kilka, które zostały z wczoraj i przedwczoraj. Pokroiłam je w paski, zalałam sklepowym sosem pomidorowym podrasowanym zeszkloną cebulką, bazylią, oregano i papryką, na wierzch poszedł tarty ser, skwarki z bekonu oraz zielona pietruszka i pomarańczowa papryka dla ozdobienia.


Chwila w piekarniku i będzie jak znalazł na wieczór, do makaronu świderki. Natomiast po powrocie z pracy zabieram się za przygodę z zupą cebulową, French onion soup. Troszkę mnie straszy naciupanie ośmiu filiżanek cebuli... kroi się płacz (i może nawet zgrzytanie zębów z tego powodu :)

Brak komentarzy: