środa, 2 stycznia 2013

1255. uporządkowawszy...

...zabrałam się za krafty.

Tak naprawdę do końca porządkowania i przenosin jeszcze trochę brakuje, bo uporałam się właściwie tylko z rzeczami sklepowymi, a śmieciarnia - wszystkie pudełeczka, sznureczki, kawałki ciekawych papierów - czekają jeszcze na swą kolej w dość niezorganizowanych pudełkach. Wystarczy mi jednak dotychczasowej działalności, by stwierdzić, że należy wprowadzić embargo na zakupy czegokolwiek z wyjątkiem kleju bądź ostrzy do trymera (ewentualnie karton-bazy, jeśli mi jej braknie). Za dużo tego wszystkiego, za dużo - a wiem, że są tacy, którzy mają więcej. Ale może mają też i więcej przestrzeni.

Kiedy dotarłam wreszcie do końca etapu, bardzo chciało mi się coś powysklejać, a że znalazłam byłam jednoskładnikowego krakla, to i wykorzystałam go na serduszkach do kartek walentynkowych.



Mam jeszcze trzy zaległe wydarzenia w Gromadzienniku ogólnym (do szczegółowych dojedziemy później); było pięć, ale dwa się nadrobiło.


Pff, w ogóle nie widać tutaj moich starań na bazie - pieczątkowało się miedziane liście i chlapało je Glimmer Mistem. Na żywo błyszczy się toto o wiele lepiej.


Tak to wygląda na obecną chwilę - trudno się spodziewać osiągnięcia szczytu elegancjiprzy użyciu półki IVAR z Ikei, tudzież plastikowych szufladek. (Ha! Ale jakie w tych szufladkach są skarby, od akrylowych pieczątek po guziki i koralisie!) Najelegantszy chyba komponent to witrażowa lampa wyhaczona przez T na pchlim targu.

Z półką zresztą nie było tak łatwo; miałam podwójną w kraftowni i już miałam się zabierać do jej przenoszenia, gdy okazało się, że obie części stanowią jedność - mają na środku wspólną nogę! Pisklak chętnie pojechał do Ikei po dodatkowy element, ale zupełnie zapomnieliśmy, że jeszcze potrzebne są brejsy, czyli taki metalowy krzyżyk na tył, bo inaczej z kątów prostych robią się ostre i rozwarte, choćby nie wiem ile półek zamontować pośrodku.

Koniec końców panowie przytwierdzili z tyłu krzyżak z zielonkawej tasiemki i mam szczerą nadzieję, że konstrukcja pewnego dnia znienacka nie rymnie i nie spowoduje zniszczeń w otaczającym środowisku.


A na koniec jeszcze zdjęcie nowego nabytku w bardzo pokrętnej perspektywie - mamy lodówkę! Kupiliśmy ją w całkiem innym sklepie, dostarczono ją w niedzielę rano i nawet za darmo podłączono wodę. Od tego czasu pławimy się w przyjemności nieograniczonego chłodzenia; kupiliśmy sobie nawet lody, no i oczywiście MLEKO, do którego bardzom się stęskniła. Wczoraj nawet zrobiłam zapiekankę (T stwierdził, ze najlepszą w tym roku) i w ogóle chce mi się gotować. 


Brak komentarzy: