środa, 9 lutego 2011

908. lunchtime collage, czyli terapia klejowa

Lubię sobie czasem klejnąć coś podczas lunchu – w końcu otoczona jestem papierem, a i klej podręczny na biurku stoi, tuż obok balsamu do łapek. Materiały nie są zbyt wypasione; ot – magazyny, trochę przypadkowych papierów, utensylia piszące też standardowo-biurowe.

Wczoraj zaklinałam wiosnę za pomocą wycinanki nieco może ludowej z kolorowych reklam:

W zeszłym tygodniu, natchniona przez pewien blog, ukleiłam sukienkę na plaży, to znowu z tęsknoty do letnich wypraw nad jezioro MI, gdzie cudnej barwie wody towarzyszy neutralny kolor piachu i zieloniutkie trawska. (Jeśli się dobrze przyjrzeć tłu wziętemu z reklamy, to jest na nim i piasek, i włochata graba :)

No i jeszcze zestaw świąteczny – dwuczęściowy, bo strona główna przykryta jest półprzezroczystą kartą z kalkowej koperty. Do tego uczestniczą w dziele szczątki kartek świątecznych, koperty, opakowanie z kawy (! Od niego w sumie się zaczęło, bo szkoda mi było wyrzucić fajne zimowe krajobrazy), kawalątek opakowania z kakao i zdjęcie ucztujących dziadków z jakiejś gazety. I fura taśmy klejącej, bo te materiały jakieś takie mało-lepne, klej nie mógł im dać rady.


Ostatni tydzień w pracy był okropnie ciężki... czułam się zupełnie przywalona. Raczej nie boję się tyrki, ale jeśli staram się, jak tylko mogę, łącznie z wieczorami i weekendami, a nie mogę się odkopać i widzę, że dzieje się to również na skutek cudzej głupoty czy niedbalstwa/niechciejstwa, to zaczynam się buntować. Tym bardziej, że w podstępny sposób usiłuje się wepchać na moje biurko jeszcze kolejne zadania, które niekoniecznie powinny przyjść akurat do mnie, tylko na przykład do księgowości. Uczę się więc być „dyplomatycznie asertywna” i sygnalizować, że może to jednak nie dla mnie.

A może należy podejść do takich nawałów pracy jak do bólu zęba: dobrze, że czasem poboli, bo inaczej człowiek nie doceniałby czasu, kiedy NIE boli :)

2 komentarze:

Mrouh pisze...

oj, Ty jesteś mistrzyni wypasania z magazynów:-) jeziorkowe obrazki w tle jasnej szmizjerki przywołują kroplę lata w niekończącej się zimie, a folkowe drzewo przypomina, że jeszcze będzie przepięknie:-)

kasia | szkieuka pisze...

tak tak. Jeszcze się przecież kiedyś pociepli... choć nie dzisiaj akurat :D
Szmizjerka! Prawie zapomniałam, że takie słowo istnieje!