Zatrzymałam się wczoraj na garażowej wyprzedaży, których ostatnio namnożyło się w okolicy niczym pożółkłych listków na drzewach. Rozglądałam się wstępnie za książkami dla dzieciaków na święta i akurat udało mi się znaleźć kilka ciekawych pozycji. W pudłach z literaturą natknęłam się też na replikę katalogu Searsa, który jest dość ciekawą ciekawostką w amerykańskiej historii.
W 1888 roku niejaki Richard Sears wykorzystał fakt, że spora część Amerykanów mieszkała na wsiach, od czasu do czasu odwiedzając pobliskie miasteczka celem dokonania zakupów - często po bardzo wygórowanych cenach, zależnych wyłącznie od widzimisię właściciela sklepu. Sears wydał katalog, z którego można było sobie zamówić różności - od igły aż po... dom, a jego głównym plusem było to, że zawierał również atrakcyjne, a zarazem stałe ceny.
Dom - zestaw zawierający wszystko, co potrzebne było do budowy - przyjeżdżał w częściach koleją, a składało się go z pomocą krewnych i znajomych. W ramach ulepszeń można było sobie zamówić centralne ogrzewanie, albo instalację wod-kan czy elektryczną, co generalnie podniosło jakość życia na amerykańskich zabipiach. Program sprzedaży domów działał w latach 1908-1940 i rozprowadził ponad 70 000 sztuk w 370 różnych odmianach. To by dopiero było - zamówić sobie domek i go samodzielnie wyskładać! Tu można zobaczyć plan chatki oraz kilka przykładów.
W mojej małej replice katalogu domów akurat się nie dopatrzyłam, ale za to są śliczne strony z lampami, zegarami czy porcelaną, a nawet z jakimiś wielkimi grajownikami. Przydadzą się do skopiowania i wkręcenia w jakieś dziełka, bo oczywiście nie ośmielę się tej książeczki pociąć.
Dorzucę jeszcze na koniec dwie ciekawostki. Pierwsza jest taka, że katalog urósł do kilkuset stron i na wiejskich terenach stał się synonimem... papieru toaletowego, świetnie nadając się do wykorzystania w ubikacjach typu outhouse, czyli budka na zewnątrz. (Coś mi się zdaje, że sama pamiętam taką karierę rozmaitych publikacji na wsi w Polsce, z ćwierć wieku temu :)
Druga ciekawostka jest taka, że Sears stał się w pewnej chwili największą na świecie firmą parającą się sprzedażą detaliczną i nabił tyle kasy, że stać go było na wystawienie w 1974 roku najwyższego budynku na świecie - 442-metrowej Sears Tower nierozerwalnie związanej z naszym pięknym Chicago. Rekord wysokości wytrzymał niemal 25 lat. Nazwa przetrwała o wiele dłużej, choć Sears stopniowo się z wieżowca wyprowadzał, aż wreszcie w zeszłym roku londyńska firma wynajmująca masę biur w tym budynku usiłowała przeforsować zmianę nazwy, ale sądzę, że mimo umieszczenia jej na froncie 99% chicagowian i tak nie wiedziałaby, co to Willis Tower, natomiast o Searsie wie każdy.
My zaś mieszkamy gdzieś za horyzontem tego nocnego widoku z tarasu na sto trzecim piętrze.
PS. Z najwyższością budynków to nie taka prosta sprawa, bo istnieją różne kategorie wynikajace ze sposobu mierzenia: od podstawy do dachu, albo do czubka wież, albo do czubka anten na owych wieżach się znajdujących. I można się kłócić :)
3 komentarze:
ależ bym do tego dopadła z nożyczkami.................
nieeeeeeee.... pliiiiiiz :D
Oooooo, ależ zazdroszczę tego znaleziska. A propos Searsa, u mnie też wspominałam jego katalogi: http://box-of-treasures.blogspot.com/2009/10/vintage-sears-catalogs.html
Ale ten wygląda jeszcze starzej i jeszcze ciekawiej :)
Prześlij komentarz