Wyrzuciłam dziś przedmiot z jednej strony milusi, ale z drugiej - obwiązany niemiłymi wspomnieniami niczym drutem kolczastym. Chodzi o zabawkę, delfinka grającego na gitarze, zakupionego w PL dla r-Eksia tuż przed "ostatecznym i nieodwołalnym rozkładem pożycia małżeńskiego", ale kiedy jeszcze nie myślało się na poważnie o Rozwiązaniu Węzła. Jeszcze się miało życie rozprostować, ale się nie udało.
Delfinka w domu mieć nie chciałam, bo przypominał tamte czasy; szkoda mi jednak było miłego pyszczka, siedział więc w pracy gdzieś w dziurze pod biurkiem i co parę miesięcy się na niego natykałam, aż wreszcie ostatnio postanowiłam się go pozbyć. Jakoś nie mogłam się zdobyć na przekazanie go do Sklepu Drugiej Szansy, choć nie jestem przesądna, więc postawiłam go wczoraj na murku przy śmietniku... dziś był wewnątrz kontenera, widziałam, kiedy wrzucałam śmieci. Trochę mi go żal, ale przecież to jedynie stara zabawka, a nie mogę w nieskończoność trzymać przedmiotów z tamtych czasów, przypominaczy smutnych dni. Bo teraz są czasy o wieeeeele lepsze.
Jak na ironię, wygląda na to, że nie da się zmniejszyć ilości smutków przypadających na jednego człowieka za pomocą wyrzucenia przedmiotu na śmietnik, bo w pracy spadły na mnie dwie szokujące wieści: najpierw, że koleżanka złożyła wymówienie (w niemiłych okolicznościach), a potem, że kolega ma dziś sprawę rozwodową. I nie mogę się teraz na niczym skupić, bo się jakoś podskórnie o nich oboje martwię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz