niedziela, 1 sierpnia 2010

799. balkonowe podglądactwo

Ostatnio po raz któryś-tam w jednej z książek czytałam o babciach starszych i młodszych, które znajdują rozrywkę w wystawaniu z okna mieszkania: na parapet rzucają poduchę, następnie na podusze się opierają – i można tak tkwić długo, pewnie godzinami. Nie wytrzymałabym chyba tak długo, ale przyznam się do mojego krótkodystansowego podglądania Szczupłej Pani z Dołu.

Szczupła Pani z burzą ciemnych, krętych włosów mieszka z córeczką piętro niżej (dlatego nazywa się „z Dołu”, haha, jakby ktoś nie załapał :D). W lecie, przy otwartych oknach, słychać brzęk talerzy i często wyciąga mnie to na balkon, wręcz magnetycznie – bo z balkonu, po skosie, w sam raz można kuknąć do kuchni piętro niżej. (Do nas nikt nie kuka, bo stanowimy najwyższe piętro, o którym lubiłabym myśleć „poddasze”, ale niestety nic z tego, bo jeszcze jest stryszek, którego nigdy nie widziałam, ale wierzę na słowo, że istnieje.)

Magnetyzm bierze się w dużej części z podobieństwa między naszymi kuchniami. Patrzę przez to okno i widzę zlewozmywak – taki sam, dwukomorowy, po prawej się myje, po lewej ma się koszyk – suszarkę. Taki sam albo bardzo podobny. W koszyku ma się takie samo kubełko na sztućce, w tym samym rogu. Potem kawałek blaciku, potem kuchenka gazowa, oczywiście bardzo podobna do naszej. Szczupła Pani myje talerze – grubszą szczotą, jeśli są przyschnięte, potem niebieską gąbeczką z ostrzejszą szmatką przylepioną na jednej stronie. (Wygląda na to, że większość takich gąbeczek jest w tym kraju niebieska i zaopatrzona w podobne szorowadełko.)

Gary umyte, Szczupła Pani myje zlew i jasną podkładkę w zlewie (u nas też jest taka, w kształcie kota). Wyciera ręce, ścierki – dwie, znowu tak samo – rozwiesza równo na piecu. Potem zamiata podłogę, ale zestaw łopatkowo-zmiotkowy ma mniejszy. O – jeszcze nie koniec. Dźwięczą jakieś mniejsze naczynia i widzę ręce dzierżące porcelanowe miseczki ze złotym brzegiem. Dwie. Pani puszcza wodę, sprawdza palcami jej temperaturę, po czym napełnia miseczki. Czyżby ich kot miał taką zastawę? Niemożebyć, nasz kitek ma najtańsze (choć szklane, w owocowe wzorki) salaterki z dolarowca.

Ciekawe, co się jeszcze będzie działo – słyszę niemal, jak bose stopy Szczupłej Pani wytuptały z kuchni, ale światło nie zgasło. Wraca, szybko spłukuje po czymś ręce (może sprzątała kocie pudełko, pasowałoby tematycznie) i pstryk, w kuchni piętro niżej zapadają ciemności rozproszone szczątkami blasku z przylegającego pomieszczenia.

I tak sobie stoję wieczorkiem, słucham namiętnego, wręcz ogłuszającego brzęczenia cykad i innych przedstawicieli owadziej fauny, rozmyślam o powtarzalności – nie tylko na poziomie jednej komórki społecznej, jaką stanowimy my z T, ale na poziomie naszegoo bloku i... całego świata. Baby na całym świecie stają nad jakąś formą zlewu, zeskrobują resztki jedzenia, jakie wcześniej upitrasiły, myją, odkładają, rozwieszają, zamiatają, troszczą się o domowe zwierzątka rozmaitego kalibru... Czynności banalne i przyziemne, ale dzięki nim kręci się nasz domowy świat, jak małe trybiki popychamy machinę do przodu. Czasem tylko trybikom zdarzają się anomalie w postaci wakacji – ale można sobie też przecież zafundować mini-wakacje mentalne, właśnie stojąc nad zlewem. Pomyśleć chwilę o drzewie, o górze albo falach, co tam kto lubi, żeby się w tej powtarzalności nie zatracić, żeby machina trybików nie zagniotła.

Ot – wieczorny balkonowy manifest. Oda to trybika piętro niżej.

3 komentarze:

kalanchoe pisze...

Piękna opowieść :)

Kardamonowa pisze...

Pięknie to opisałaś. Coś w tych balkonach jest - wczoraj czytałam "balkonowy" felieton w "Zwierciadle" i też dotyczył wspólnego losu kobiet, chociaż w innym nieco kontekście ;).

druga szesnaście pisze...

pięknie zaiste.
a ja mam naprzeciwko m.in. Pana Paskudnego W Samych Gaciach, Faceta, Który Chodzi W Kółko Po Pokoju i Panią Krawcową, Która Rozkłada Wykroje Na Podłodze.
voyeuryzm do potęgi. ale to fascynujące.