Wyłuskałam szerokie ziarna, przypominając sobie czasy dziecięctwa i wybieranie płaskich skarbów z tych grubaśnych, filcowych opakowań. To zupełnie inne odczucie, niż okrągły, figlarny groszek, podłużne fasolki albo nawet grubawy jasiek. Boby są poważne, jak grube wiejskie baby w spódnicach w paski. Mają wielki plus polegający na tym, że szybko ich przy łuskaniu przybywa :)
Czasem podjadało się go trochę przed właściwym posiłkiem, tak po przyjściu ze szkoły z pustką w brzuchu, wyślizgując oliwkowozielone połówki z beżowej, niejadalnej łupinki. Na talerzu zostawały też uśmiechy – zielonkawe, zaokrąglone cząstki, które odpadły z rowka na czubku ziarna. (Łupinka tak naprawdę trująca nie jest, ale, o ile mnie pamięć nie myli, paskudnie gorzka.)
Kiedy jesienią strączki stają się czarne i szeleszczące, wewnątrz wyłożone są czymś meszkowatym, a jednocześnie lekko błyszczącym – takie mam wspomnienie, choć zdaje mi się, że nie do końca zgodne z rzeczywistością. Możliwe, że pomieszało mi się w nim kilka rodzajów strączkowców. Wtedy następowała druga tura łuskania, nieco bardziej nieprzyjazna dla skóry, niż kontakt z aksamitnymi strąkami w lecie.
Na zdjęciu – wczorajsze strąki w porównaniu z widelcem.

2 komentarze:
Uwielbiam Bób!!
w łupinie jest jedynie na grządce mojego taty. A sprzedawany jest obrany w woreczku... jeszcze drogi... Dlatego nadal zachwycam się młodymi ziemniaczkami z kwaśnym mlekiem :)
Pozdrawiam,
Ania!!
Normalnie traktat o łuskaniu bobu Ci wyszedł, nie wiem, czy nie lepszy od tego o łuskaniu fasoli Mysliwskiego:-) Na pewno krótszy i treściwszy:-) Smaka mi narobiłaś, muszę się rozejrzeć za bobem na targu, na straki nie ma co liczyc, ale usmiechów garść może się uzbiera:-) Pieknies napisała, po prostu!
Prześlij komentarz