Ue. Niefajnie się wraca na zakład po takiej długiej przerwie, człowiek się odzwyczaja od pracy, którą trzeba wykonać terminowo i najlepiej się do niej przyłożyć. Fu. Na dodatek zeszukałam się po plisiach skanów ateciaków, które sobie kilka miesięcy temu zrobiłam – w rozdzielczości 300 dpi, żeby były do ateciakowej „antologii” (termin mija pojutrze). No i pojęcia nie mam, gdzie te skany się podziały – zapewne znajdą się drugiego stycznia, kiedy już nie będą potrzebne.
Z jednej strony jest to troszkę kłopot, bo wspomniane ateciaki już się rozbiegły po świecie. Z drugiej jednak – udało mi się wykopać oryginalne zdjęcia, sprzed pocięcia i zmiany rozdzielczości na przepisowe 72 dpi. Co prawda proszono o nadsyłanie skanów, ale może fotki też przejdą, jeśli je ładnie przygotuję... Przymierzam się jeszcze do uszycia ateciaczka metodą crazy quilt.
Wczoraj większość dnia spędziłam na porządkowaniu krafciarni: najpierw klozetu, żeby wydostać stamtąd takie małe szufladki, które planowałam postawić na stole i pochować w nich rupiecie, zajmujące na owym stole stanowczo za dużo miejsca, oraz tworzące wrażenie bałaganu. (Albo nawet bałagan jako taki, nie samo wrażenie.) Szufladki są rozwiązaniem tyleż sprytnym, co podstępnym: chowają klamoty, ale przed nimi musi być niezagracona powierzchnia, żeby się dało je wysuwać :).
Plan mam teraz taki, że projekty długoterminowe będą sobie mieszkały w pudełkach albo koszyczkach. Dzieła szybkie będzie się tak: materiały i narzędzia do zielonego koszyczka, zrobić, uporządkować, odłożyć na miejsce. Walczyć z wrodzonym bałaganiarstwem. Oprócz szufladek mam też „tacę” z tuszami, bo one są w użyciu częściej, niż cokolwiek innego. No i osobne pudełka z azjatyckimi papierami, ze wstążeczkami, z tasiemkami i sznurkami, z filcem. Takie to niby proste w organizacji, a wiecznie wyłazi z pudełek i rozpełza się po pokoju jak dym po scenie!
Korzystając z tych nowych postanowień wytworzyłam wczoraj dwie karteczki na zakładowe urodziny: jedną dla koleżanki-właścicielki dwóch kotów (w środku jest napis o kłakach, jakie kotek przyniósł w urodzinowym prezencie), a drugą - w tematyce letnio-wiejskiej dla wielbiciela podobnych klimatów.
2 komentarze:
Kasiu, u mnie też tak jest, że jak się potrzebuje na już to jak na złość tego nigdzie nie ma...
Karteczki Twoje zawsze podziwiam...ja nie potrafię tak na poczekaniu stworzyć karteczkę, przekładam papiery, planuję, kombinuję, a potem i tak co innego mi wyjdzie ;P
..ale ja tez nie wymyslilam tych kartek tak o-cyk, i gotowe :) mialam je "w rozumie", obrazek wiejski znalazl sie przy sprzataniu, podobnie jak kora i zielsko, a w przypadku kota naprzymierzalam sie papierow w nieskonczonosc :D
Prześlij komentarz