Nie za bardzo wierzę w globalne ocieplenie i gości typu Al Gore, który przykładowo głosi, że w Polsce dzieci zwozi się do kopalni, żeby miały czym oddychać. Nie wierzę też na skutek zimki, która opanowała nas w Chi. Odczuwalna minus trzydzieści pięć to chyba najniższa temperatura, z jaką miałam w życiu do czynienia.
Śniegu też jest w bród i jeszcze ma jutro i w środę dosypać (włączają jutro w południe ostrzeżenie o śnieżycy.)
Na osiedlu mamy już całkiem konkretne śniegowe góry - ta, przykładowo, jest wyższa ode mnie. W lecie w tym miejscu jest płaski trawniczek.
Niemniej jednak T wyciągnął mnie wczoraj do Chi na oglądanie choinki. Skończyło się na wyskoczeniu z auta na jakieś dwie minutki i pstryknięciu fotek wielkiemu stożkowi.
Widać, że jest zimno?
A tu fotka z dedykacją dla wszystkich wielbicieli śnieżynek - moja ulubiona dekoracja na miejskiej choince.
I jeszcze na koniec bardzo zimowy obrazek z okolicy choinki.
Link o tym, że z misiami utknietymi na krze to kit.
Link do dyskusji o misiach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz