wtorek, 8 lipca 2008

raport z wycieczki | trip report


Niemożebyć, od ostatniego wpisu minął ponad tydzień... jakoś chyba dużo było do zrobienia, czy co, że tak zleciało.
W piątek bladym świtem wyjechaliśmy do Missouri; okazało się, że statek w Hannibal działa, a od tego – jako od głównej atrakcji wyprawy – zależało, czy wybierzemy się do Missouri właśnie, czy do Michigan. Zwiedziliśmy chyba ze dwadzieścia mniejszych i większych atrakcji; część zaplanowanych pominęliśmy, a kilka dorzuciliśmy. No i oczywiście było kilka przypadków „serendipity”.
Nie mieliśmy pojęcia, że w Missouri powszechnie występują żółwie, i to kłapiące paszczami. Nie bez powodu tubylcy nazywają je „snapping turtles”. Tomasz z wielkim poświęceniem usuwał je z drogi i o ile pierwszy od razu schował się w skorupę, to drugi – o wiele większy gabarytowo – nie chciał się poddać bez walki, próbował drapać pazurami no i właśnie kłapać zębiastą paszczą w kierunku palców napastnika. Okazało się potem, że takie egzemplarze najlepiej zostawić w spokoju, a jeśli już, to transportować na wielkiej łopacie do śniegu.
Pierwszy raz w życiu nałapaliśmy też kleszczy – w sumie sześć sztuk. Zapewne zrobiły desant z krzaków albo traw podczas licznych przypadków chaszczowania (ciekawe, jak ja to przetłumaczę na angielski). Toż to większe niebezpieczeństwa, niż w dżungli gwatemalskiej, gdzie jedyny atak spotkał nas ze strony małp rzucających z drzew kupami!
Było też wielkie mnóstwo komarów, co nie zadziwia, jako że plątaliśmy się nad dopiero-co obeschniętymi terenami po-powodziowymi. Śladów powodzi trochę było, szczególnie w nadrzecznych parkach. Zamiast pięknej zielonej trawki straszył niemiły brunatny osad z wyschniętego błota, a czasem nawet można było do rzeczonego błota wpaść po kostki, jeśli się nie uważało. 50% wycieczki wie to z doświadczenia.
Sporo było po drodze umocnień z worków z piaskiem – całkiem ciężkie są te worki i podziwiam ludzi, którzy nimi rzucają, jakby były pełne pierza. Gdzieniegdzie widać też było suszące się bądź przygotowane do wyrzucenia meble czy podłogi, a w jednym miejscu sfotografowaliśmy lokomotywę z wagonem, pod którymi rozjechał się nasyp. Były to egzemplarze muzealne stojące na małym odcinku torów, ale i tak szkody robiły wrażenie.
Nad większymi rzekami mnóstwo drzew rośnie obecnie w wodzie, choć z natury trzymają się raczej suchego lądu. Na szczęście woda opada, co było widać po brunatnych liniach na wielu nadrzecznych obiektach.
Wycieczka nie była, rzecz jasna, pasmem przygnębienia; widzieliśmy tyle wszystkiego, że trudno będzie wymienić: dom Marka Twaina zachowany w mauzoleum, sobowtóra Marka T, oryginał „Tomka Sawyera”, konkurs malowania płotu, bądź ile mostów, tam i śluz, barki, statki, piękne jeziora, zjawiska krasowe, balony, słone źródełko, muzeum wydobycia soli, największy orzech na świecie, największą gęś, ogrody, kryty most, latarnie rzeczne, pozostałości indiańskiej wioski, replikę fortu, kościół mormonów i skansen... wszystko będzie niedługo w zdjęciach na shutterfly.
Na zakończenie filmik z Keokuk w Iowa, miasteczka znajdującego się na cyplu między rzekami Mississippi i Illinois, które niestety sporo ucierpiało. Widać na nim statek-muzeum (z wspomnianymi brunatnymi liniami od powodzi), a potem suszące się obiekty z kolejowego biura na czele z fotelem, który jest dla mnie symbolem tego całego sprzątania, oraz wielkie bale naniesione przez rzekę daleko w głąb lądu.

Hard to believe – it’s been over a week since the previous entry. I guess we got busy and time just flew by. Early Friday morning we set out towards the state of Missouri; it turned out that the boat in Hannibal was working, which was the main factor in deciding if we would go to MO or MI. We visited probably around twenty smaller and larger attractions, skipping some of the planned ones and adding a few unexpected stops. Plus, as usual, there were a few cases of serendipity. We had no idea that in Missouri one can easily come across turtles snapping their mouths. That’s why they are called… yes, snapping turtles. Showing great care for these animals, Tomasz was removing them from the roads. The first turtle hid inside right away, but the second and much larger one would not give up without fight, tried to scratch with its claws and of course snap it toothy mouth toward the fingers of its attacker. It turned out later on that it’s best to just leave them alone and if they must be moved, a large snow shovel should be used, and not someone’s hands. Oh well. For the first time in our lives we also collected a few ticks on our bodies. They probably conducted an airborne attack from the bushes and tall grasses in which we walked several times. All this was more dangerous than walking in the Guatemalan jungle, where the fiercest attack was from the monkeys throwing their poop from the trees! There were also zillions of moskitoes and other insects, which is to be expected in still drying post-flood areas. We also saw some examples of the flood aftermath, especially in riverside parks. Instead of beautifully trimmed green grass, we walked on unpleasant dark mud, occasionally still too wet to step on. 50% of our group knows it first-hand now how it feels to get stuck in ankle-high mud :).
There were a lot spots with sandbag walls – they are quite heavy and I am in awe of the people who throw them from place to place as if they were down pillows. Sometimes we saw furniture or the floors drying or piled up for removal. In one spot we photographed a locomotive with a car, where water broke the embankment and the vehicles fell into a pond. They were just museum pieces on a short piece of rail track, but still quite impressive.
By the rivers there are a lot of trees growing in water now, even though normally they stay on dry land. Fortunately, the water level is decreasing, which we could see based on the brownish lines in many of the riverside structures.
Of course, the trip did not consist only of analyzing depressing flood results and being bitten by critters. We saw so many things that it will be hard to list them all: Mark Twain’s house preserved in a mausoleum, his look-alike, the original of “Tom Sawyer”, fence-whitewashing contest, numerous bridges, dams, locks, ships, barges, beautiful lakes, Karst features, balloons, salt water spring, salt museum, world’s largest pecan and goose, gardens, covered bridge, lighthouses, remains of an Indian village, fort replica, Mormon temple, old towns… everything will be presented on Shutterfly soon.
Finally, a little movie shot by the River in Keokuk, Iowa, a town located on a slice of land at the confluence of the Mississippi and the Illinois. You can see a boat-museum (with brown water lines), and then drying of the objects from a railway office (with the chair which to me is the perfect symbol of the whole flooding); and there are also giant tree trunks pushed by the waters deep into the land.




Brak komentarzy: