Wczoraj poszłam w lewo, dzisiaj w prawo, ku malutkiemu mostkowi, przy którym woda się spiętrza i z jednej strony wężowym kształtem niemalże ginie wśród trzcin, a z drugiej rozlewa się w jezioro. Kolorów już niby nie ma, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale tu i ówdzie trafia się jeszcze jakaś niebura plama.
Analizuję więc taki listek i jego lekko zakrzywione żeberka, działki między żyłkami, gdzie bordo ustąpiło beżowi... i co to, jakieś włosy czy kolce na wierzchniej stronie? Może i kolce, wszak oglądam jeżynę.
Na metalowych poręczach mostka wiszą krople - poluję przez chwilę na to, żeby któraś spadłą, ale okazuje się to trudniejsze, niż myślałam. Mam więc tylko kropelkę statyczną, która w mętnym obrazie sygnalizuje otaczające je kolory.
Jeśli chodzi o kolory, na trawie tu i ówdzie czerwienią się aksamitnie sumaki; jutro może wezmę nieco pod mikroskop (nadchodzi długi weekend, to może będzie czas na takie rozrywki).
Gdy patrzę na "szyszki" pozostające na drzewach, przy tym układzie słońca dodają gałęziom dłoni.
Osty też już poszarzały...
...i dopiero na zdjęciu widzę kontrast między prostym, wyciągniętym kształtem igieł a listkami zwiniętymi w loki.
A wszystko to nad malutką rzeczułką, szarą jak cały dzisiejszy poranek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz