Mimo przygnębiających okoliczności życie musi toczyć się dalej - terapeutycznie niejako nakleiłam przez weekend całe mnóstwo. Po pierwsze - mam przygotowany Gromadziennik do wyjazdu na kolonie.
Rozpiska kolonijnej wyprawy nabrała ostatecznego kształtu. Czasy policzone, noclegi znalezione (choć jeszcze nie pozaklepywane z wyjątkiem jednego); w porównaniu z wyjazdami na Dziki Zachód było o wiele trudniej, a to z prostej przyczyny - wielkiego zagęszczenia na mapie. Tam ma się kilka miejsc, masa przestrzeni, właściwie wszystko idzie "ogarnąć" - tu trzeba dokonywać wyboru i przebijać się przez istną dżunglę ciekawych miejsc.
No i kartek kilka ukleiłam, żeby rozum zająć czymś spokojnym, a jednocześnie mieć czas na rozmyślania.
Różowinki...
...karaibskie...
...i zwierzęco-rolnicze. Agrykultura, znaczy się.
I tyle. Trzeba się dalej zmagać z codziennością i wspomnieniami :(
2 komentarze:
Trafiłam do Ciebie przez przypadek - ale zostanę na dłużej, bo to co na razie zobaczyłam bardzo mi się podoba, pozdrawiam :)
Dobrze, że mamy zapas papierów. Papier dużo wchłania. Poza tzw. mediami również emocji. I zawsze można światu nadać pozory lepszego niż jest albo niż się wydaje w danej chwili. Dzięki temu trzymać fason.
Prześlij komentarz