poniedziałek, 12 sierpnia 2013

1362. słowa, słowa, obrazki

Marnie ostatnio na blogasku, bo w innych stronach działalności przepuszczam przez rozum i palce tysiące słów, więc może dlatego niniejsze pisanie kuleje. Projekta są ambitne - oprócz kończenia jeszcze broszury o Izraelu i przygotowywania wycieczki zmagam się z przekładem artykułu naukowego na angielski, w stronę stanowczo mniej dla mnie wygodną :) Nie tłumaczę od zera, tylko naprawiam, bo "profesjonalny" tłumacz spartaczył rzecz w takim stopniu, że moim zdaniem powinien zwrócić pieniądze. Prawie żadne zdanie nie nadaje się do pozostawienia w pierwotnym stanie; w tekście zwiedzam całą galerię błędów, jakie można popełnić, od literówek, poprzez błędne słownictwo, koślawy styl, niezrozumienie tekstu polskiego (i stąd zupełnie inne znaczenie angielskiego), błędy gramatyczne, interpunkcyjne... że też ludzie nie wstydzą się brać pieniędzy za wyprodukowanie takiego bubla.

Chciałoby się również coś pchnąć w sprawach klejeniowych i maziajowych - pozazdrościłam Mrouh, która ostatnio - pomimo skandalicznych upałów - tworzy, art-journaluje, wymyśla...

U mnie zaś bardzo nieskomplikowanie: okładki na poprzednie gromadzienniki, zalegające na półkach od kilku miesięcy; pod nosem je sobie położyłam, właśnie żeby nie "zapominać". W Karaibach trzeba jeszcze dołożyć trochę luźnych świstków, biletów, kwitków; z Izraelem jest troszkę większy problem, bo dodatkowych materiałów jest cała góra. Pozostałe gromadzienniki mogą jednak przyłączyć się do swoich starszych braci przebywających już w groma-składnicy.

 
I kilka stroniczek z najnowszego tomu:

Strona z kieszonką - jeśli się nie da inaczej,
trzeba upchnąć w kieszonce.

Inny rodzaj kieszeni, zrobiony z koperty
o cudacznym, do niczego się nie nadającym rozmiarze.

Przezroczysty bicykl nad zdjęciem -
otwiera się, rzecz jasna, żeby można było
obejrzeć młyn.

Bywają też i wpisy pod hasłem
"Czego nie widzieliśmy".


Brak komentarzy: