Wygrzebałam na światło dzienne te stempelki, które udało mi się nabyć nader okazyjnie w Sklepie Drugiej Szansy i tak oto powstała Wioska na Wzgórzach. Dziwna troszkę, bo wszystkie domki takie same, albo może ten sam wzór, ale różna wielkość – bo inaczej jak wytłumaczyć to, że rozmiar widać ten sam blisko i daleko?
Nachodzą się ludziska w tej mojej wiosce pod górę, oj, nachodzą... chyba, że mają tam magiczne drogi, jakie marzyły mi się, kiedy bywałam na wakacjach u cioć w Ż i J. Do obu domostw trzeba się było wdrapać pod solidną górę i podczas tej męczącej wędrówki hulały mi po głowie pomysły na jakieś obracane wzgórza, gdzie droga zawsze leciałaby w dół. Oczywiście teraz te podejścia nie wydają mi się już takie wielkie, ale wtedy ledwo zipałam, szczególnie, jeśli przyszło jeszcze ciągnąć jakiś plecak albo otorbienie. Ach, wspomnienia z dzieciństwa...
Oprócz tego powstały jeszcze na kraftostole chroboki na gazetkę w pracy – nie widać niestety ma zdjęciu tego, że część papierów jest opalizująca (?). Planuję sobie, że na środku gazetki będzie drzewo, po jednej stronie dzień, gdzie będzie się przyklejało chrząszczyki zielone obrazujące dochód z jednego działu, natomiast po drugiej stronie będzie noc i świetliki, ale ciemne. Po uzyskaniu danej sumy będzie się chrobokowi przylepiało świecący złoty zadek. A związek z czerwcem jest taki, że zielone chrząszczyki to June bugs, no i potem metodą skojarzeń doszły świetliki, czyli – dla amatorów zagranicznych słówek – ligthing bugs albo fireflies.
1 komentarz:
Jak mój Luby do mnie przyjechał pierwszy raz, w dodatku rowerem, to stwierdził, że w moim miasteczku tez wszędzie pod górę, choc to zupełne niziny:-) Może i pod górkę, ale jak ładnie! Widac trza się namęczyć przy chodzeniu, żeby potem podziwiać krajobraz. Widzę, ze babelki i koperta znów w użyciu:-)
Prześlij komentarz