wtorek, 11 grudnia 2007

zimowo i świątecznie

Dzisiaj będzie cała seria zimowa i świąteczna właśnie. Zacznę od dwóch filmików z sobotniego koncertu: pierwszy to wielki finał, można powiedzieć; pierwsze koncertowe "numery" to mniejsze chóry i zespoły muzyczne, a po przerwie wjeżdża (część instrumentów literalnie na kółkach) cała orkiestra i wchodzą połączone chóry, wspólnie wykonujące kilka utworów. Przedostatni z nich to "O Come, o, Ye Faithful, Joyful and Triumphant" z pięknym, rzeczywiście triumfalnym zakończeniem. Po nim następuje - nie wiem, czy nie tradycyjnie, bo w zeszłym roku też było - "Silent Night" ze świecami i ogólnym nastrojem o wiele cichszym, uspokojonym. Z tym, że zafunfowano małą niespodziankę, bo po ostatnim akordzie Pani Dyrygentka podniosła jeszcze ręce i na samiuśki koniec wszyscy zebrani zaśpiewali ostatnie linijki z "O Come, o Ye Faithful".
Jakość filmików jest dość marna, szczególnie pierwszego, gdyż siedzieliśmy w miejscu raczej nie sprzyjającym widokowi na scenę, kiedy publiczność wstawała (a wstawała właśnie do wspólnego śpiewania). Niemniej jednak mam nadzieję, że conieco atmosfery uda się przenieść :)







Dzisiaj rano była kolejna lodowa burza - nie wiem, czy w Polsce takie zjawisko nie występuje, czy może nigdy nie zwróciłam uwagi? W każdym razie jest kilka obrazków pięknej natury oraz dowód, że ice storm atakuje również pojazdy, nawet pomarańczowe. Za kuchennym oknem mamy zaś zwieszające się z dachu nad balkonem wielgaśne sople (a T zastanawia się, kto je sponsoruje, bo jeśli są sople, to znaczy, że skądś wydostaje się ciepło. Czyżby nasze?)







W zakresie kraftów działam, rzecz jasna, z kartkami, a w niedzielę zrobiłam też pierwszą partię solnych gwiazdek. Na razie się suszą, a poniżej jest prototyp. Prototyp pękł - dobrze, że dalsze egzemplarze są już grubsze!

Będzie jeszcze jakieś zawieszadełko, no i inny wzorek na każdej gwiazdce. I jeszcze muszę wpaść do sklepu typu budowlanego, bo wyczytałam, że na wierzchu trzeba gwiazdki przeciągnąć substancją o nazwie varnish - byłżeby to werniks? I jeszcze trzeba zakupić jakiś większy pędzelek, bo się do Wielkiejnocy nie wyrobię z malowaniem :)


NA sam koniec jeszcze niezwykle przyjemna niespodzianka, jaka mnie wczoraj spotkała. Zamiast tradycyjnych czekoladek jedna z drukarni przysłała nam (Laurze i mnie) dwie rury pełne cudnych papierów do pakowania prezentów. Zostawiam sobie tylko kilka, bo prezenty mam już z głowy, no ale samo wyciąganie z rury i oglądanie było pięknym przeżyciem! Sometimes I loooove my job.


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Miła niespodzianka z tymi papierami.
Bardzo ładne!

kasia | szkieuka pisze...

dzieki - tez sie ucieszylam. a nie spodziewalam sie, ze nadejda czasy, kiedy czlowiek bedzie sie bardziej ekscytowal papierem, niz czekolada :D

Anonimowy pisze...

Sliczne te zmrozone owoce (co to drzewo lub krzak, bo nie poznaje?)