Łatwo się jest cieszyć i ćwierkać, na wycieczce będąc, ciekawe miejsca zwiedzając... i nawet jeszcze w następny dzień. A potem brzdęk i balonik jakoby sflaczał, powietrze uciekło, bo raz, że człowiek w pracy spaćkał to i owo (dwie sprawy w jeden dzień - to naprawdę się rzadko zdarza... ), a i ludzie różni frustrujący trochę, bo jakby się człek nie starał, to zawsze coś nie tak.
Może po prostu nie należy się przejmować osobami, których upodobania czy oczekiwania to ruchomy cel - taki ruchomy, że chyba sami nie całkiem nadążają za swoimi pomysłami, mało praktycznymi zresztą. Taki osobnik prosi o kwiatka i jak się mu owego kwiatka przyniesie, to nagle stwierdza, że on przecież od poczatku chciał cukierka. Ha, mam akurat pod ręką cukierka, więc daję - eee, bo w sumie to chodziło o banana. Albo piórko. Albo zestaw śrubokrętów. I tak w kółko.
Mam w sobie jakieś dążenie do tego, żeby otoczenie było zadowolone i kiedy dzieją się takie dziwy, jak w powyższym paragrafie, wytrąca mnie to z równowagi; nie chodzi nawet o złoszczenie się, tylko o jakiś rodzaj tracenia gruntu pod nogami.
A w pracy... Chińczycy mi się pomylili. Myślałam, że cały czas chodzi o tych samych, a to były dwie osobne firmy. Najbardziej w takiej sytuacji nie cierpię tego, że moją pomyłkę musi odkręcać ktoś inny, przeważnie więcej, niż jedna osoba.
1 komentarz:
A to kiszka totalna:-( Chińczycy łatwo się mylą niestety, cieszę się, że mam tylko jednych do ogarnięcia...
Pragnienie zadowolenia wszystkich niestety strasznie zgubne. Najlepiej jak ktoś nie chce kwiatka, zostawić go sobie i już, póki się nie dowie, czego chce. Gorzej że nie zawsze da się zasadę zastosować, zwłaszcza jak niezdecydowanym jest klient...
Podobno każdego dnia można zacząć od nowa. I tego się trzymajmy. Po tej stronie wody też jakoś blahowato.
Prześlij komentarz