Czuję się ostatnio przyrośnięta do mojego laptopa. Niedługo nie będę w stanie wziąć bez niego prysznica, co może się okazać zgubne dla Jegomości.
Oczywiście nie może się bez niego obyć tłumaczenie ani pisanie, bardzo ostatnio intensywne. Wczoraj dla odtrutki zabrałam się wreszcie za górę prasowania, która leżała już na fotelu tak długo, że zapewne zaczęły się w niej już procesy geologiczne. Trochę sprzątania, pranie, ogólnie kurodomostwo. Ale co - z lapka poleciała muzyka!
Wstaję rano, sprawdzam pocztę, wędruję po kawę, klepię, klepię. Wieczorem - znów pisu-pisu. Dziś Jegomość przybył nawet ze mną do pracy, bo przez kilka ostatnich dni przytyka nam się chwilami internet (śledztwo w toku) i ogłoszono, że można przynieść swój sprzęt i korzystać z niteczek w powietrzu.
A jeszcze moja najnowsza frajda, czyli hebrajski webinar, a jeszcze skajpy, zdjęcia, przygotowanie wycieczek...
I Mah-jong.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz