piątek, 14 czerwca 2013

1338. 39 godzin do moskwy

Sny podróżne zdarzają mi się dość często, czasem nawet noc po nocy. Zeszłej nocy byliśmy z T na końcu świata - patrzyłam na mapę na stacji kolejowej i znaczek "you are here" znajdował się mniej więcej tam, gdzie na poniższej mapce umieściłam "tu".

Strasznie bylejako tam było, błotniście i zimno, coś jak na północnej Alasce kilka lat temu, na polach naftowych przy Dead Horse, tylko trzeba było ruszać głową i odcyfrowywać ruskie literki. Nawet coś w tym języku gadałam, choć opornie mi szło.

Największym problemem było jednak to, że mieliśmy wracać pociągiem do Moskwy i jazda miała trwać 39 godzin - a samolot z Moskwy do domu odlatywał jutro. Mowy nie ma, żebyśmy zdążyli. Bilet przepadnie. Szukaliśmy, czy nie da się z tego końca świata lecieć do Moskwy samolotem, ale najwyraźniej nie było to możliwe, bo sen skończył się w wagonie niebywale prostym - ot, pudło ze sklejki z materacami na podłodze.

Hardkory jesteśmy, nawet po nocy :)


A skoro się już przypomniało północną Alaskę, to i wrzuci się wspomnieniowo kilka fotek z wyprawy na Dalton Highway - najbardziej błotnistej i komarzastej ekspedycji w naszej karierze :)

Błotniste drogi i 4x4 - osobówką się tam nie jeździ,
a i tak tylko jedna firma w Anchorage wypożycza auta
na Dalton Highway, z mega-ubezpieczeniem.

Droga, która zdaje się nie mieć końca :)

Jedno z moich ulubionych zdjęć...
a przed nami jeszcze kaaaaawał jazdy na północ.

Góry Brooksa, droga "techniczna"
wzdłuż rurociągu.

Mycie zębów po nocy "przespanej" w samochodzie -
z trudem, bo o tej porze roku na okrągło jest dzień.

Tankowanie w Deadhorse to cała przygoda.

Napotkane po drodze...

Nocleg w Górach Brooksa, w towarzystwie
miliona komarów.

Przeprawa przez przełęcz Atigun,
w licznym towarzystwie ciężarówek.

T spędził jakieś 10 sekund
w Oceanie Arktycznym.

Ustępowanie z drogi, bo przejeżdża
"big module".

Konserwa turystyczna za kołem polarnym :)

Brak komentarzy: